Czy można mieć pretensje do życia i domagać się swego? Czy można mędrkować, że jedni nie chcą dzieci i przytrafiają im się nie w porę? A inni to znów z utęsknieniem oczekują i jakoś nic z tego nie wychodzi? Aż tu nagle sami biorą udział w stwarzaniu świata, na nowo. Z mrocznego, Prenatalnego Oceanu wyłania się owoc ich miłości.
Chciałem być ki edyś jak ten skandynawski muzyk. Celowo nie pojechał on na jazz jamboree, bo zamierzał w tym czasie dokończyć robotę w domu, prezent dla syna. I ta przestrzeń domowa była dla niego ważniejsza niż aplauz publiczności. Ważniejsze było to struganie konika na biegunach, aniżeli nieuchwytna, melodyczna improwizacja odnaleziona w czasie koncertu. Kuriozalne zachowanie nieznanego mi artysty zrodziło wówczas we mnie głębsze zainteresowanie muzyką. Jak jazzman ze Skandynawii też chciałem mieć w życiu alternatywę, mieć luksus wolnego wyboru. Ale przede wszystkim pragnąłem mieć rodzinę, dom, syna, dla którego rezygnując z siebie, będę siebie realizował. Z odnalezionego sensu i radości życia pozostają w pamięci zaledwie okruchy. Doczekałem się. Udało mi się skonstruować i wykonać dla mego synka konika na biegunach. A potem razem słuchaliśmy, odkrywaliśmy świat z naszej perspektywy. Na dziesięciolecie twórczości urządziliśmy sobie wystawę rysunków. Po latach, kiedy mój dorosły syn wrócił z grania, przypomniał mi się ów muzyk ze Skandynawii, który dla synka łapał chwile, aby nie umknęły. Myślałem cały czas, aby zapamiętać ten promyk słońca, zakonserwować go na pochmurną porę. Ciągle mam nadzieję na kolejny koncert, na kolejny festyn, do którego już dorośliśmy. Na osiedlu minąłem dziś dzieci zmierzające z rodzicami do przedszkola. Co myślą, czym żyją? Na ile ich problemy są jeszcze moimi sprawami? Czy są takie same jakie miał Miś?
Opowiada Miś,
1 IX 1991 niedziela,
Koniec wakacji
Pokazałem starszej kuzynce Kasi góry. Może opisze nas w swoim szkolnym zadaniu? Jej brat Grześ też był z nami. Ale z nim nie można tańczyć lambady. Grześ jest młodszy od Kasi. Oni pierwszy raz byli w górach. Razem ze mną jechali do góry i na dół kolejką na linie. Przez okienko nic nie widziałem, bo było za wysoko zrobione. Nad lasem lecieliśmy wysoko jak samolot.
A słonko było jak lampa. Zielony las i zapach choinek – to pamiętam najbardziej. Góra nazywała się Szyndzielnia i jest blisko Bielska – Białej. Z tatą i mamą byłem tutaj na wiosnę i szliśmy po kamieniach. Ciocia Marysia i wujek Alek martwili się o mnie. Ale ja jestem już duży, bo jutro idę do przedszkola.
2 IX 1991 poniedziałek
Słoneczko świeciło. Mamusia ubrała mnie pięknie. Na bluzeczce wyszytego mam misia, bo mnie tatuś nazywa Miś. U maluchów mam swoją półeczkę z imieniem i nazwiskiem, aby mamusia mogła zostawić tam moje ubranka. Powiedziałem pani o lampie i o zamkniętym oknie. Pani była miła. Na obiad mieliśmy zupę ogórkową i naleśniki. Potem sobie spałem. Mamusia trochę się martwiła, że pani musiała mnie trzy razy przebierać.
A mnie było źle. Nie mam jeszcze trzech lat. To jest trudne być dużym. Tatuś czekał na mnie przed sklepem. Objął mnie i zapytał jak było. Fajnie było. Jutro znów tam chcę iść. Odwiedziła nas w domu babcia i dziadek.
Wiersz taty dla synka
Światło lampy
Kiedy kochamy, piosenka dotyka ust. Kiedy kochamy, / lampa w sercu świeci. / Ale kiedy kochanie / odchodzi, / oczy są pełne łez. / Pada deszcz. / Zamykam okno. //
Zapis taty
Kalendarz przedszkolny. 4 IX 1991
Byłem na zebraniu. Przedszkole wywołuje wspomnienia z dzieciństwa. Siedem tysięcy złotych odpłatności za dzień. Jest zapisanych 90 dzieci. Będzie język angielski, rytmika, może być religia. My, rodzice, mamy zakaz wstępu na teren budynku w czasie zajęć. Należy wówczas korzystać z domofonu. Już od października będą zajęcia ruchowe, plastyczne, muzyczne, wychowanie społeczne i moralne. Są dwie wychowawczynie. Przedszkole jest czynne od 6:15 do 16:15.
Opowiada Miś
9 IX 1991 poniedziałek
Trudno mnie dziś rozbawić. Śniły mi się w nocy potwory. Tatuś do mnie przyszedł, przytulił, zaśpiewał kołysankę i przepędził strachy. Mam anginę. Byłem
z mamusią u lekarki. Dostałem bardzo niesmaczne lekarstwo. Tatuś dziś powiesił lustro, które kiedyś rozbiłem. Ja wtedy płakałem, a tata się śmiał, że naprawi lustro. Odwiedziła mnie babcia z dziadkiem. Cioci Uli nie było, bo czeka na dzidzię. Dziś mamusia zrobiła mi kapuśniak i placuszki ziemniaczane na obiad. Teraz idę spać, bo jutro znów muszę chorować.
10 IX 1991 wtorek
W domu z mamusią jest cudownie. Ale nie mogę iść na spacer. Mamusia obcięła mi moje loczki, dała do koperty i schowała w szufladzie. Przytuliła mnie. Pokazała kalendarz z obrazkami i jej zapiskami, kiedy się urodziłem. Mamusia się uśmiechała, kiedy podawała mi syropek.
I mówiła, że jest smaczny. Nie rozumiem jej. Syrop nie jest smaczny. To nie jest cukierek w płynie. Ale mamusia bardzo mnie uspokoiła. Zrobiłem jej niespodziankę, bo nie trzeba było zmieniać piżamki.
4 X 1991 piątek
Mamusia, kocham cię! Ale czemu się dziwisz, że po obiadku myję buzię? Ja chcę iść do szkoły, więc się uczę. Oj, podaj mi chusteczkę, bo znów mam nosek pełny. A Pawełek, od którego dostałem misia, też jest chory. Widziałem fotografię z listu, gdzie się uśmiecha ze swoją ręką w gipsie. Ciocia i Pawełek mnie kochają. Ja wiem, że tatuś też cię kocha. Tylko wiesz, ja kocham cię bardziej.
Zapis taty
11 Luty 1992
W przedszkolnej szatni jest kartka z informacją, aby przynieść swoją ulubioną bajkę. Z bogatych pamiątek z dzieciństwa Wandzia, mama Michała proponuje świetnie skonstruowaną książkę z dominacją ilustracji – „Miś na huśtawce”. W zasadzie to ulubiona bajeczka mamusi. Michał, czyli nasz rodzinny Miś, powtarza kolejną frazę rymowanej bajeczki, gdzie oprócz małego niedźwiadka są i inne zwierzątka. „Może teraz nam się uda, wiewióreczka mówi ruda…” Nie zdążyliśmy z odpowiedzią na lekturowy apel. W międzyczasie bowiem Miś zachorował i nie miał już okazji przedstawić wszystkich zwierzątek z bajecznej huśtawki. Ale jak wrócił znów do dzieci, nauczył się w przedszkolu wierszyka o misiu – niedźwiadku.
Deklamuje Miś z wydatną ekspozycją literki er.
Czesław Janczarski – Naprawiamy misia
Kto misiowi urwał ucho?
No, kto? – Pytam!…
Nikt się jakoś nie przyznaje.
Może jechał miś t r a m w a j e m ?
Może upadł biegnąc z górki?
Może go dziobały kurki?
Może Azor go tarmosił,
urwał ucho, nie przeprosił?
Igła, nitka, rączek para,
naprawimy szkodę zaraz.
O, już sterczą uszka oba.
Teraz nam się miś podoba.
Opowiada Miś
24 IV 1992
Moja mamusia ma dziś urodziny. Tatuś mi powiedział, abym pocałował mamusię, bo ona ma święto. Pani w przedszkolu nie musiała mnie przebierać, więc to taki podarek na urodziny mamusi. Ale przyznałem się, że mojemu przyjacielowi rozbiłem okulary. Tatuś w te okulary nie chciał uwierzyć. A babcia Helenka była gotowa sprawdzić jak to było.
25 VI 1992
Wczoraj z tatą kopałem piłkę w mieszkaniu. Ale to była zabawa! Mamusia kupiła mi lalkę Barbie, abym był miły dla dziewczynek i nie zabierał im nigdy zabawek. Lalunię zostawiłem mamusi. Ja już mam zielonego zająca, konika Pony, i dużo misiów. Wolę klocki i autka. No
i kolejkę z pociągiem. Od cioci, tej z fotografii, dostałem dinozaura. To jest taka duża jaszczurka, której już nie ma. Lubię to Dino, mam różne rodzaje. Tatuś chciał mi wytłumaczyć, że Dino to jest takie wspomnienie starych historii.
Zapis taty
Dialogi
Rozmowa na korytarzu dwuletniej Michaliny z Michałem. – „Michał, umiesz mówić?…”
A on z pozycji o połowę młodszego kolegi umiejętnie wziął udział w dialogu. I odrzekł coś w niezrozumiałym slangu niemowlaka. Jednak szybko się uczył obowiązującego w okolicy języka.
Nie zastał na korytarzu Michasi. Było akurat po dobranocce. Gmach akademika dopiero o tej porze ożywał gwarem. Wykrzyczał więc swój gromki bunt zrozumiałymi słowami: – „Cicho, bo dzieci śpią!” Dzieci bywają solidarne. Pilnie też od samego rana, czyli jeszcze przed siódmą, gdzie dla niektórych to połowa nocy, obserwował świat. Bo za chwilę trzeba było wyjść do przedszkola. Miś umie już opisać otoczenie. Melduje więc: – „Mamusia, tu jest ćma!” W mamusi odzywa się purystka językowa i domyśla się w słowie „ćma” typowego regionalizmu i niechlujności językowej. Poucza więc swego synka, że: – „Nie mówi się ćma, mówi się ciemno”. Miś nie daje za wygraną i uściśla swoje obserwacje: – „Mamusia, ale ona ma skrzydełka”.
Epilog
Minęło ćwierć wieku. Po polsku Michał mówi bez śląskiego akcentu. Pracował na wolontariacie jako tłumacz języka angielskiego. Gra na gitarze i ma swój zespół muzyczny. Komponuje i układa słowa piosenek. Na multimediach opracował kolejną grafikę do gry komputerowej. Nie jest już jedynakiem, bo ma przyrodnią siostrę
i przyrodniego brata, też zresztą Michała.
Michalina z rodzicami wyjechała do Niemiec, gdzie w Berlinie ukończyła studia.
Paweł ukończył arabistykę, wyjechał z Kanady do San Diego i ożenił się. Ciocia Connie, mama Pawła, ta z fotografii, gdy rozmawia przez internet z Michałem, chwali go za perfekcyjny angielski. Z tatusiem Michała rozmawia po rosyjsku o poezji, umiejętności tracenia, o ciepłych krajach, słowiańskiej duszy, nieustannym wędrowaniu, samotności.
Ciocia Ula urodziła Michałowi kuzyna Szymona, który ukończył geologię w Krakowie i ożenił się.
Babcia z dziadkiem zostawili w spadku ogród i opustoszały dom. Babcia Helenka, którą długo opiekowała się ciocia Marysia, zakończyła swoją historię.
Kasia jest bardzo kochaną przez dzieci nauczycielką. Ze Staszkiem mają Kamilkę, która chodzi do przedszkola. Grześ jest inżynierem. Zarabia, mieszka z rodziną na wsi, ma dwoje dzieci. Dominika i Martusię.
W pokoju mamusi zgasło światło. Lampa już nie świeci. Pada deszcz. Trzeba zamknąć okno. Tatuś chciałby naprawić misia, tego z naderwanym uszkiem. Ale czy warto igłą ranić misia? Ten Miś jest w zbyt dalekiej przeszłości. Mówi się nawet, że jechał kiedyś tramwajem.