Wytrawny olimpijczyk

0
1240
fot. Wikipedia
- reklama -

23 października 1964 r. na igrzyskach olimpijskich w Tokio polscy bokserzy odnieśli gigantyczny sukces. Józef Grudzień został mistrzem olimpijskim w wadze lekkiej, a Jerzy Kulej w wadze lekkopółśredniej. To jednak jeszcze nie był koniec show. Marian Kasprzyk (waga półśrednia) niczym wybitny nauczyciel postanowił dać lekcję dobrego boksu mistrzowi Europy z ZSRR – Riardasowi Tamulisowi, co zaowocowało kolejnym złotym medalem. Jeszcze kilka miesięcy wcześniej występ na turnieju olimpijskim boksera z Bielska-Białej wydawał się mrzonką, lecz to właśnie jemu przypadło postawienie kropki nad „i”.

Marian Kasprzyk przyszedł na świat 22 września 1939 r. w Kołomani na Kielecczyźnie. Po zakończeniu II wojny światowej rodzina Kasprzyków osiadła na ziemiach odzyskanych w Ziębicach. Młokos szybko zainteresował się sportem. Początkowo uprawiał głównie piłkę nożną, lecz za namową brata zaczął trenować boks w Sparcie Ziębice. Kasprzyk miał wyjątkowy dryg do boksowania, co zauważyli działacze z Bielska-Białej. Przekonał ich do siebie, nokautując w trakcie zawodów towarzyskich doświadczonego boksera z NRD – Voigta. Młody fighter został zawodnikiem pierwszoligowego BBTS-u, w którego szeregach walczył na tyle dobrze, by otrzymać zaproszenie do reprezentacji Polski. Kasprzyk, walczący wówczas w wadze lekkopółśredniej, stanął przed szansą wywalczenia kwalifikacji olimpijskiej. Aby ją uzyskać, musiał wygrać rywalizację o miejsce w składzie z Jerzym Kulejem. Tak właśnie się stało. Kasprzyk zrobił dobre wrażenie, zdobywając w Rzymie brązowy medal. Mogło być jeszcze lepiej, gdyby nie poddał półfinału walkowerem przez kontuzję łuku brwiowego. Kolejne chwile chwały przeżywał na Mistrzostwach Europy w Belgradzie w 1961 r., kiedy to zajął 3. lokatę. Po tym czempionacie jego kariera została brutalnie przerwana. Jednego razu sprowokowany fighter pobił pijanego milicjanta i jego dwóch kompanów, przez co spędził ponad 8 miesięcy w katowickim więzieniu oraz został ukarany dożywotnią dyskwalifikacją ze sportu. Trener „Papa” Stamm nie zamierzał rezygnować z utalentowanego zawodnika, którego na kilka miesięcy przed igrzyskami w Tokio powołał do kadry mimo ciążącej na nim dyskwalifikacji. Wiele osób podjęło jednak działania dyplomatyczne, które poskutkowały uchyleniem kary. Kasprzyk nie zawiódł Stamma, choć słaby początek nie skłaniał do optymizmu. Kasprzyk (teraz już w wadze półśredniej) pierwszą walkę z reprezentantem Chile – Misaelem Vilugronem, wygrał ledwie 3:2. Opinia publiczna zaczynała się obawiać, iż coach popełnił błąd, zabierając do Tokio Kasprzyka kosztem weterana – Leszka Drogosza. Na szczęście w następnych walkach bokser z Bielska-Białej odnosił już pewne zwycięstwa, dzięki którym awansował do finału. Najważniejszą partię również rozstrzygnął na swoją korzyść i nie przeszkodził mu w tym nawet złamany kciuk prawej dłoni! Przeciwnik musiał obejść się smakiem, złoty medal padł łupem Mariana Kasprzyka. Następne igrzyska w Meksyku wiązały się ze sporym rozczarowaniem, bowiem fighter BBTS-u odpadł już w pierwszej rundzie. Po igrzyskach pomógł jeszcze awansować Górnikowi Pszów do I ligi. W 1974 r. zakończył karierę zawodniczą i zajął się trenerką.
Obecnie mija 55. rocznica pamiętnych igrzysk w Tokio. W przyszłym roku igrzyska znów zawitają do stolicy Japonii, lecz tym razem nie ma co liczyć na medal polskiego boksera. Jakaś iskierka nadziei tli się wobec sukcesów kobiet w tegorocznych Igrzyskach Europejskich, ale ciężko zestawić te rozgrywki z Igrzyskami Olimpijskimi. Pozostaje mieć nadzieję, skoro ta umiera ostatnia.

- reklama -