Gdzie jest muzeum dawnego księstwa?

0
873
Cieszyńskie muzealnictwo potrzebuje wsparcia sił nadprzyrodzonych. Fot. Florianus
- reklama -

Ustami dzieci podobno Pan Bóg przemawia. Kamil Kozyra, uczeń szkoły podstawowej, napisał w 2019 roku wiersz, który posłał na międzyszkolny konkurs poetycki organizowany przez Szkołę Podstawową nr 2 w Cieszynie. To, że uczniowie podstawówek pisują wiersze i zgłaszają je na konkursy poetyckie, dobrze świadczy zarówno o nich jak i o ich nauczycielach. Aby zrozumieć literaturę najlepiej spróbować samemu napisać utwór literacki. Kamil Kozyra, podobno wszechstronnie uzdolniony nastolatek, spróbował. Poświęcił swój wiersz Leopoldowi Janowi Szersznikowi, wielkimu cieszyńskiemu polihistorowi, jednej z najważniejszych osobistości w dziejach Cieszyna. Przede wszystkim zaś napisał o tym, jak Szersznika potraktowali potomni – cieszyńscy mieszczanie i inteligenci. Uczeń Kamil Kozyra napisał na ten temat słowa gorzkie i smutne, zadziwiająco dojrzałe. Pogrążony w zapomnieniu, odszedłeś niedoceniony – zwraca się Kamil retorycznie wprost do samego Szersznika – Ocaliłeś dzieła dla przyszłych pokoleń swojej małej ojczyzny. Ojczyzny, która porzuciła twoją Arkadię i Ciebie.

Jak to? – mogą się oburzyć władze Cieszyna, a zwłaszcza dyrektorzy instytucji kultury zajmujących się w tym mieście historią, piśmiennictwem i tak zwanym dziedzictwem. Jak to? Cóż to za niesprawiedliwa opinia. Przecież jest w Cieszynie pomnik Szersznika w Parku Pokoju koło Muzeum Śląska Cieszyńskiego i ulica Szersznika, co Górny Rynek łączy z Rynkiem tuż koło budynku byłej szkoły, którą Szersznik prowadził. Jest, oczywiście, Książnica Cieszyńska, która pracuje z zabytkowym szersznikowskim księgozbiorem. No i jest Nagroda im. Szersznika przyznawana przez władze powiatowe. Skoro to wszystko jest, skoro te wywodzące się z inspiracji i dzieła Szersznika instytucje funkcjonują, to czemu tutejszy uczeń podstawówki twierdzi, że Szersznik jest w Cieszynie zapomniany. Jak do tego doszedł? Czy dowiedział się o tym w szkole od rozgoryczonego nauczyciela historii? A może w domu od troskliwych i światłych rodziców? Jak jest Szersznik zapomniany, skoro zapomniany nie jest? Może jednak chłopak nie doczytał, nie poszperał w internecie? Może nie zapoznał się bliżej ze zbiorami Muzeum i zasobami Książnicy? Ale jest jeszcze bardzo młody, można mu to wybaczyć, ma jeszcze czas się zapoznać i nauczyć. Obawiam się, że Kamil jednak ma rację. Szersznik jest w Cieszynie zapomniany, podobnie jak jest zapomniany Przemysław I Noszak i inni władcy Księstwa Cieszyńskiego. Tak jak jest zapomniany Jerzyk Trzanowski. Od czasu do czasu przyjeżdżają z innych stron, z innych miast panowie i panie, którzy się dziwią, jak można nie pamiętać o takich ludziach jak książę Noszak, Trzanowski czy Szersznik. Jak można nie rozpoznawać i nie doceniać ich wielkości? Jak można ich nie brać pod uwagę? Jak można nie słuchać, co mają nam wciąż do powiedzenia? Jak można nie przyjąć ich wielkodusznych darów? Jak można ich porzucić? Wyczuł ten dramat i zrozumiał to uczeń szkoły podstawowej Kamil Kozyra, który uznał, że Leopold Jan Szersznik nie umarł i można się do niego zwrócić jak do osoby żywej. Nie dość tego. Kamil uznał za swoją powinność złożyć wobec Szersznika pewne zobowiązanie. Dostrzegł w Szerszniku swojego mistrza, od którego można się wiele nauczyć, który jest wymagający i wobec którego trzeba dotrzymać słowa. To w rzeczy samej jest niesamowite i wzruszające: wrażliwy, mądry chłopiec składa zobowiązanie pamięci wobec wielkiego ducha przeszłości, osoby zmarłej ponad dwieście lat temu, której osobowość i dzieło wywarły na nim wielkie wrażenie. A czyni tak dlatego, że dorośli, ba, liczne pokolenia dorosłych w Cieszynie w ciągu ostatnich dwustu lat porzuciły idee, dzieło, dziedzictwo Szersznika, rozproszyły i zniszczyły jego Arkadię. Pozostawione przez niego bezcenne zbiory były dla cieszyńskich mieszczan, radnych i notabli kłopotliwe, tułały się z miejsca na miejsce, zalewała je woda, podgryzały robaki, przepalały mrozy. Ten stan rzeczy zmieniło dopiero utworzenie Książnicy Cieszyńskiej w 1994 roku. A już rzeczywistym, wręcz szokującym skandalem jest to, że cieszyniocy – a może to nie byli cieszyniocy? – gdzieś zgubili grób Szersznika. Grobu Szersznika, pochowanego przy kościele św. Trójcy, tam, gdzie w XIX wieku znajdował się lokalny panteon, teraz w Cieszynie nie ma. Żadne z dzieł napisanych przez Szersznika nie zostało też przetłumaczone na język polski. Szersznik jest w Cieszynie zapomniany, ponieważ nikt nie rozmawia z nim bezpośrednio, po ludzku, tak, jak uczeń Kamil Kozyra, nie biorąc pod uwagę dystansu czasu i bariery językowej. Nikt też nie podejmuje wobec niego żadnych zobowiązań.

Kwestia zapomnienia Szersznika jest w dużym stopniu właśnie kwestią przekładu. Czyli tłumaczenia. Nie tylko z jednego języka na drugi, ale też tłumaczenia przeszłości na teraźniejszość. Aby drugiego – innego – człowieka zrozumieć i się z nim porozumieć, trzeba znać jego język albo skorzystać z pośrednictwa tłumacza. Ci, którzy żyli w przeszłości, też byli inni, żyli w innym świecie, który przy bliższym poznaniu wydaje nam się dziwny, a nawet niemożliwy. Jak ludzie mogli tak żyć? – dziwimy się. Musimy sobie uświadomić różnicę między ichnim, a naszym sposobem i stylem życia. Musimy zrozumieć formę ich życia, ich kulturę, jej typowość i osobliwość, jej specyfikę, warunki określające ichnią świadomość. Musimy to sobie przetłumaczyć na nasze pojęcia i kategorie. Musimy znaleźć kulturowy wspólny mianownik między nami i innymi, także tymi innymi z przeszłości, którzy już dawno nie żyją, a po których jednak coś pozostało, jakieś dokumenty, jakieś przedmioty, jakieś świadectwa. Teraz najbardziej zrozumiały jest prymitywny język brutalnej polityki i doraźnego interesu, komercji i marketingu, funkcjonujący głównie w oparciu o media elektroniczne. Marketingowcy, także polityczni, chętnie wykorzystują stereotypy historyczne dla swoich merkantylnych celów. Historia to jest przede wszystkim zasób opowieści, historii, narracji, które mają swoich bohaterów, postacie drugoplanowe, epizodyczne i statystów. Ale zainteresowanie budzą przede wszystkim bohaterowie, nawet negatywni, nawet złoczyńcy, mordercy i ludobójcy. Bohaterowie pozytywni mają służyć za wzór, ich historie mogą pomagać inżynierom ludzkich dusz w promowaniu postaw i pożądanych zachowań. Historia jest też wykorzystywana marketingowo. Figury historii mają nobilitować nowe produkty, pomóc w ich sprzedaży. Rekwizyty z magazynu historii wspierają budowanie marki, prestiżu i zaufania dla obecnego produktu. Ale są w historii postacie, fenomeny, wydarzenia i wartości, które nie poddają się doraźnym manipulacjom marketingowców czy partyjnej polityce historycznej wykorzystywanej w propagandzie i nastawionej na mydlenie oczu wyborcom. Jednym z takich niejednoznacznych, trudnych do propagandowego zaanektowania fenomenów jest Leopold Jan Szersznik, a właściwie Leopold Johann Scherschnick, który nie był Polakiem ani Czechem, ale Cieszynianinem, duchownym, ale zajmującym się naturą i materią świata naukowcem, jezuitą skasowanym przez reformę józefińską, a przy tym oświeceniowym, lokalnym encyklopedystą i pedagogiem, działającym na rzecz udoskonalenia społeczności, w której przyszło mu żyć i pracować. Gdzie się o tym w Cieszynie dowiedzieć? Gdzie to zobaczyć? Gdzie to jest unaocznione, wyeksponowane i wyoślone czarno na białym i kawa na ławę? Gdzie to jest pokazane tak, że mogłoby zainteresować zdolnych i ambitnych uczniów, takich jak Kamil Kozyra?

Muzeum Śląska Cieszyńskiego, którego podwaliny powstały w oparciu o Szersznikowskie zbiory podarowane Cieszynowi jeszcze na początku XIX wieku, nie ma takiej ekspozycji. Znacznie lepiej tematy Szersznikowskie podejmuje Książnica Cieszyńska, która ma status placówki muzealnej a zarazem naukowej. Obie te instytucje są niedoinwestowane, mają za małe budżety, ledwo ledwo wiążą koniec z końcem i nie wykorzystują swojego potencjału tak, jak by należało. W szczególności Muzeum Śląska Cieszyńskiego, które podlega władzom powiatowym i prowadzi również oddziały poza Cieszynem, wymaga nowego podejścia, nowej koncepcji działania, nowych stałych ekspozycji, które zresztą należałoby odnawiać mniej więcej co dwadzieścia lat. W samym Cieszynie, który od dawna boryka się z nadmiarem historyczności i zabytkowości, polityka w zakresie dziedzictwa historycznego stanowi nie lada problem. Niestety, nie radzą sobie z nim kolejne władze samorządowe. Czas mija, a wartościowych obiektów godnych ocalenia, archiwizowania, gromadzenia, opracowania, eksponowania i publicznego udostępnienia przybywa. W ostatnim trzydziestoleciu spontanicznie powstały w Cieszynie amatorskie, prywatne instytucje muzealne, prowadzone przez entuzjastów, takie jak Muzeum Drukarstwa czy Muzeum 4 Pułku Strzelców Podhalańskich, a także wyznaniowe Muzeum Protestantyzmu w ewangelickim Kościele Jezusowym. Stary Cieszyn, od Wzgórza Zamkowego do Kościoła Jezusowgo i Pajty jest jedną wielką przestrzenią nieprzebranego, jeszcze dotąd nie dokładnie zbadanego dziedzictwa kulturowego, gdzie powinien być ustanowiony tzw. park kulturowy. W tej przestrzeni nie ma muzeum ściśle miejskiego. Nie ma Muzeum Miasta Cieszyna.

- reklama -

I nie ma zintegrowanej, skoordynowanej, modyfikowanej wraz z aktualnym stanem wiedzy polityki w zakresie dziedzictwa, a podejmowane przez władze miejskie konstruktywne próby negocjacji z muzealnikami amatorami nie spotkały się z ich pozytywnym odzewem i nie przyniosły, jak dotąd, zadowalających obie strony rozwiązań.
Zarządzanie cieszyńską zabytkową przestrzenią, całym tym ogromnym kulturowym bogactwem i nadmiarem historycznego dziedzictwa jest wyzwaniem ponad siły kolejnych samorządów, lokalnej administracji, powiatowych i gminnych instytucji kultury. To wyzwanie wymaga nie tylko ciągłej lokalnej mobilizacji, ale i ponadregionalnego, a nawet zagranicznego wsparcia, także z funduszy unijnych, choć nie tylko. Na przykład Open-Air Muzeum nad Olzą było projektem idącym we właściwym kierunku. Dzięki niemu wiedzę historyczną komunikuje się w przestrzeni naturalnej, a zarazem kulturowej – pod Wzgórzem Zamkowym, po obu stronach granicznej rzeki. W Cieszynie rozumie się, że wartości historyczne, które trzeba ożywić, oswoić, przywrócić ich osobliwość, urok i połysk, aktualizować, są istotnym elementem rewitalizacji miasta. Są też tego miasta najważniejszą atrakcją turystyczną. W trwającej nawałnicy zmian cywilizacyjnych i klimatycznych, to miasto musi się zmodyfikować, zmodernizować, zaprojektować siebie lepiej, odważniej i twórczo odpowiadając na aktualne wyzwania, a przy tym nawiązując do historii, której nie wolno tu zafałszować i zaprzepaścić. Aż się prosi, by wszystko ustawić i pokazać w nowym świetle i układzie, w odpowiednich, wielokulturowych i transkulturowych kontekstach, bez nacjonalistycznej polityki historycznej i narodowego zaślepienia. Na przykład w Pałacyku Myśliwskim Habsburgów mogłoby zostać zorganizowane i urządzone Muzeum Księstwa Cieszyńskiego. Takie muzeum jest cieszyniokom potrzebne, bo Księstwo Cieszyńskie to ich legendarna, tysięcletnia utracona ojczyzna. W mieście znalazłby się niejeden lokal, dokąd można by przenieść mieszczące się tam teraz szkolnictwo muzyczne. Owszem, można powiedzieć, że stary Cieszyn, w całej swojej anachroniczności i magiczności, jest zabytkiem i poniekąd muzeum Księstwa Cieszyńskiego znajduje się pod głołym niebem i na wolnym, choć często bardzo strutym powietrzu starego śródmieścia. Ostatnie stulecie pokazało, jak zaciekle obszar Śląska Cieszyńskiego mogą sobie zawłaszczać różnej maści nacjonaliści, dokonując przy tym czystek etnicznych i kulturowych, a przy tym ignorując, fałszując lub wymazując historię Księstwa Cieszyńskiego. Ale jednocześnie należałoby te narodowe wzmożenia, ekspansje, aneksje, histerie i fanatyzmy przedstawić rzetelnie, z ponadnarodową obiektywnością, apolitycznie i bezwzględnie, w całej ich ponurej grozie. A przy tym, skoro już od z górą stu lat, połowa Śląska Cieszyńskiego należy do Polski, należałoby w końcu pokazać w postaci muzelnej ekspozycji – już nie tak zdawkowo, jak obecnie w jednej salce Muzeum w pałacu Larischów przy ulicy Regera – dzieje polskości na Śląsku Cieszyńskim. I najlepiej by było, gdyby takie muzeum powstało ni mniej ni więcej tylko w Domu Narodowym. A co zrobić z Cieszyńskim Ośrodkiem Kultury? Dokąd go przeprowadzić? Dla tej instytucji też by się pewnie znalazło w tym mieście bardziej odpowiednie miejsce gdzie indziej.

Stary Cieszyn jest przepełniony historią, a właściwie rozmaitymi historiami równoległymi, dla których pozostaje wspólnym mianownikiem. Od czasu do czasu nawiedza mnie fantasmagoria zrewitalizowanego, umuzealnionego, pozbawionego czarnych dymów, otwartego miasta bez granic w środku Europy, gdzie jak w Rzymie sąsiadują ze sobą rozmaite style architektoniczne epok dawnych i niedawnych, pełnego niesamowitości i osobliwości, z zielenią na rynku, bez tirów i spalin, bez hałasu i chamstwa, z otwartymi mostami Wolności i Przyjaźni, z ogrodem dwóch brzegów i trzema rynkami, ogródkami działkowymi i szacownymi cmentarzami na obrzeżach, miasta magicznego, które jest jedną wielką, trochę tajemniczą skarbnicą lekko dziwacznych staroci, dostępną tak samo dla swoich jak i przyjezdnych, pod warunkiem, że zarówno jedni jak i drudzy zachowają niezbędne minimum kultury. To miasto – trochę nostalgiczne panoptikum na styku różnych światów i na skrzyżowaniu dalekich szlaków – jest poniekąd zapomniane przez resztę świata. Jeździ tu widmowy tramwaj Ringhoffera, a wzdłuż jego trasy mieszkają ludzie nienachalni, spokojni, rozsądni i wrażliwi, niefanatyczni, nieagresywni, dyskretni i empatyczni. W tym mieście najchętniej świętuje się książki, sztukę, teatr i muzykę. A także drzewa, których się brutalnie nie wycina i kwiaty, których się nie kosi. Wiosną kwitną tu nie tylko magnolie, ale także łąki, gdzie buszują pszczoły i zielone żuki. Rano wzdłuż Olzy melancholijnie kroczą poeci, którzy w rytm swoich kroków układają wiersze tudzież spacerują wiecznie młode damy z pieskami, których – tych psin – kupy nie oblepiają chodnika. W kawiarniach pachnie kawą z przyprawami i słodkimi wypiekami, a w tle szemrze miły mainstreamowy jazz. Nocą zaś, kiedy ulice pachną gorącym pieczywem wyjmowanym z pieców, gdzieś na dachu koło komina koty w świetle księżyca rozwiązują zagadki o znikaniu kanapek śledziowych i medytują o zaskakujących zmianach w kolorystyce sierści lokalnych jeleni. Czy taki mógłby być Cieszyn? Mógłby, ale nie jest. I już nigdy nie będzie.