Spyta cię luty, czy masz dobre buty… O tej dziwnej porze roku, która już nie jest zimą, a jeszcze nie jest wiosną, kroki stawiane poza miastem zwykle prowadzą do błota, przed nim nie ma ucieczki. W deszczu i po deszczu trzeba ubrać kalosze, uporczywie nazywane przez mojego męża gumiokami, by wypatrując kęp traw przedostać się do starego asfaltu na Łowieckiej. Tam już cywilizacja, choć wzdłuż drogi nie doświadczysz chodnika, to jednak przystanek autobusu nr 10 jest już blisko. Co innego droga przez las, miejscami podmokła, z kamienistymi zakosami i zgrubieniami korzeni drzew. Trzeba było uważać, gdzie się stawia nogi, zwolnić tempo i pogłębić oddech. Trzeba było…
Dziwne to uczucie, gdy bliski las zostanie poddany „rewitalizacji”, a leśna ścieżka zamieni się w równy, wysypany drobnym kruszywem parkowy chodnik. W bonusie dostajesz także zrewitalizowany, tj. wysypany grubszym kruszywem i utwardzony, „twój” parking. Las łatwiej zmienić w miejski park, niż odwrotnie, myślę po tygodniu prac drogowych, jakie rozgrywały się przed naszymi oczami z udziałem ciężarówek, koparek i walca. Pomyśleć, że tak niedawno do lasu prowadziła wąska ścieżka zarośnięta krzakami jeżyn, czarnych ostrężyn i siwych, niższych popielic. Powiecie, takie tam sobie krzaczory, same wyrosły, a na dodatek kłują? Wiesław Dziewoński w pracy „Jeżyna i jej znaczenie dla lasu na przykładzie Gorców” przypomina, że kwiaty jeżyny są miododajne, liście zapewniają dostęp do wody dla owoców i mrówek, owoce smakują leśnym zwierzętom i ludziom, zimozielone liście bywają pokarmem dla saren. Ale co najciekawsze, jeżyna przyśpiesza rozkładanie się martwych drzew, by zapewnić warunki powrotu drzew właściwych dla danego siedliska. Nazywana jest nawet grabarzem martwych drzew. Mało kto zdaje sobie z tego sprawę – w lesie też „ma być czysto”, bez chaszczy i bez kleszczy. Czy piękny krzew kaliny kwitnący przy wejściu do lasu padł ofiarą takich właśnie przekonań i obaw?
Pamiętam, że pierwszą fazę „rozwoju” przyniósł Budżet Obywatelski, dzięki któremu postawiono, dość absurdalny w tym miejscu, kolorowy i plastikowy plac zabaw z siłownią. A przecież na końcu ścieżki, po 500 metrach spaceru, już po czeskiej stronie, znajduje się rezerwat „Wielkie Doły”(36,5 ha, 1990 rok), a zaledwie 200 metrów od domu, założony w 1961 roku, rezerwat „Lasek Miejski nad Olzą”. Ten ostatni to tylko 3 hektarowy wąski pas lasu liściastego na stromym brzegu Olzy. Tabliczka przy prowadzących do III jazu schodach (właśnie odbudowywane na betonowych podstawach) przypomina, że można się w nim poruszać tylko po oznaczonych ścieżkach, szanując prawo roślin i zwierząt do życia. „Las kształtuje się sam” – trzeba więc uważać na spadające konary i gałęzie, poza tym nie karmić zwierząt i nie wyrzucać śmieci. Tylko kto czyta stare tabliczki? I kto przestrzega tych nakazów i ostrzeżeń? W krótkim spacerze należy obejść dwa zwalone dęby, uważać na wysokie i urwiste brzegi i nie zauważać śmieci oraz wyrzuconych z domów choinek z ostatnich świąt. W „Rezerwatach przyrody Sląska Cieszyńskiego”* autorstwa Aleksandra Dordy, czytam: „Rezerwat przylega do obszarów zabudowanych i jest poddany silnej antropopresji, co powoduje duże zagrożenie dla niektórych fragmentów lasu”. No tak, antropopresja to nie może być nic dobrego.
Do kogo należy las, myślę coraz częściej. Do gmin, w której granicach się znajduje? Do mieszkańców, z dziećmi i psami wyprowadzanymi na spacer? Do turystów, rowerzystów i biegaczy? Przemytników, przecież tych niemało, tylko towar się zmieniał na przestrzeni lat, a może nawet wieków? Każdy wchodzi w ten mały kawałek przestrzeni z innym celem. Ale (prawie) wszyscy idą do lasu po uspokojenie, albo raczej zmysłowe pobudzenie? Zapowiadający wiosnę śpiew kosów, wieczorne krzyki zwołujących się kaczek, zapach butwiejących liści i niedźwiedziego czosnku, twarda lub grząska struktura ziemi pod nogami. Prawdziwa terapia sensoryczna. Ale przecież las ma innych mieszkańców. Leśne i wodne ptaki, których powietrznych ścieżek nie widzimy, ale im przeszkadzamy, choćby światłem latarni i… wymytymi szybami okien (szacuje się, że na jeden dom przypada rocznie nawet 10 martwych ptaków). Lista tych dzikich zwierząt, które widzimy w okolicy, nie jest długa. Przebiegający przez pole zając, bażanty kryjące się w żywopłocie, liczone z niepokojem sarny, ruchliwe wiewiórki. Bobry, których żeremia można obserwować spacerując po wale z czeskiej strony. Borsucza rodzina, mieszkająca w którymś z głębokich jarów, pozostaje w mojej wyobraźni już dobrych kilka lat, od czasu, gdy wysłuchałam opowieści Stanisława Kaweckiego.
Do kogo należy droga, myślę krócej, a dokładnie odkąd koparki zerwały bezpowrotnie starą, porządnie utwardzoną, kamienistą nawierzchnię. Wysypano w jej miejsce jasny sypki materiał bez właściwości i historii. Droga jest równa, tak równa, że nudna. Można ją szybciej przebiec, łatwiej przejechać, tylko – chyba nie o to chodzi w lesie? Więc pozostaje żal, że na próżno domowe poszukiwania odnalazły starą drogę na wojskowych mapach cesarzy Józefa z 1763 roku i Franciszka z 1839 roku. Wtedy najkrótsze połączenie z Cieszyna do Trzyńca mocno zyskało na ważności, bo to w 1839 roku zaczyna pracować huta. A z hutą łączy się jeszcze chroniony w rezerwacie las grądowy, zasadzony, gdy stary dębowo – bukowy las wycięto na potrzeby przemysłu.
Na mapie z 1885 roku widać, jak ją przecina Kolej Koszycko Bogumińska. W 1920 obok słupków drogowych pojawiają się graniczne, te już pozostały.
Robert MacFarlane napisał: „Ścieżka przyciąga oko – również oko umysłu. Wyobraźnia natychmiast podąża za linią biegnącą po ziemi – wybiega w przód, ale również cofa się w czasie do historii szlaków i ich dawnych użytkowników. Przemierzając drogi, zastanawiam się często nad ich pochodzeniem, nad powodami, które skłoniły ludzi do ich zbudowania, nad przechowywanymi przez nie zapisami zwykłych podróży, nad tajemnicami podróżników, spotkań i wyjazdów”.* I dalej, idźmy w głąb książki, którą tak bardzo lubimy: „Szlaki są przyzwyczajeniami krajobrazu”. Aktami zgodnego stworzenia. Trudno stworzyć ścieżkę samemu. (…) Ścieżki łączą. (…) Ścieżki wymagają wędrowców”.**
Dlatego kończę ten felieton – lament przysłowiem, którego najbardziej nie lubiłam w swoim życiu: Lepsze jest wrogiem dobrego. Lepsze?
* Aleksander Dorda, Rezerwaty przyrody Śląska Cieszyńskiego, Polski Klub Ekologiczny Koło w Ustroniu, 2002
** Robert MacFarlane, Szlaki. Opowieści o wędrówkach, Wydawnictwo Poznańskie, 2018