Miejsce, gdzie zaczyna się historia

0
1209
fot. arch. prywatne
- reklama -

Każdy prawie że teren, region ma w sobie coś specyficznego, coś takiego, co odróżnia go od innych, przyciąga uwagę, wzrusza, każe się zastanawiać i powracać, gdziekolwiek by się stąd odeszło.

Karol Daniel Kadłubiec Gawędziarz Cieszyński

Często powtarza się, że dom to miejsce, gdzie zaczyna się historia. I nawet jeśli losy poniosą nas w najdalsze strony świata, pozostanie w nas pamięć, tęsknota, ale też język. I właśnie język na Śląsku Cieszyńskim jest niepowtarzalnym i najważniejszym elementem przynależności do miejsca. Jest czymś, co łączy Polaków po prawej i lewej stronie Olzy. W 1920 roku po podziale Śląska Cieszyńskiego jego zaolziańska część zaczęła rozwijać się w innych warunkach niż reszta terytorium. Tereny te pozostały  pod znacznym oddziaływaniem języka czeskiego. Przemieszanie ludności, nowe procesy osadnicze, zmiany w strukturze narodościowej, wpływ środków masowej komunikacji spowodowały częściową ewolucję języka. Nasuwa się w końcu pytanie o wartość  samej gwary cieszyńskiej, funkcjonującej po dziś dzień w życiu społeczeństwa cieszyńskiego. Miarodajną odpowiedź daje dialektolog Alfred Zaręba Jest to jedna z gwar śląskich, czyli z tego regionu, który przez wieki całe odcięty od głównego nurtu rozwojowego polszczyzny z tego właśnie powodu przechował wiele staropolskich zjawisk, które w języku literackim polskim i w wielu innych dialektach poza Śląskiem uległy przemianom.

Gwara cieszyńska zachowała szereg dawnych właściwości języka polskiego. I mimo wpływów zewnętrznych, przyjęcie wyrazów z języka czeskiego, słowackiego czy niemieckiego, pozostała gwarą polską. I co więcej – potrafiła zachować w podstawowym trzonie słownictwa wiele wyrazów staropolskich, a także wiele starych polskich cech. Jest więc gwara cieszyńska cennym świadectwem historii polszczyzny i jej związków z innymi sąsiadującymi z nią narodami i językami. Przede wszystkim jest językiem żywym, co daje szansę na jego przetrwanie.

- reklama -

Jakie znaczenie dla mieszkających tam Polaków ma posługiwanie się tym językiem ?
Dla każdego znaczy chyba cos innego. Dla mnie to jest dar naszych przodków, który nam tutaj zostawili. Jest to coś, co pozwalało nam zachować swoją przynależność, coś, co powodowało, że pozostaliśmy Polakami. Teraz można na tej spuściźnie budować gwarowy i góralski fenomen. Dzisiaj mieszkańcy tych terenów  poprzez wymieszanie ludności raczej posługują się językiem czeskim, ale nadal w wielu domach  pielęgnuje się  gwarę.  U mnie w domu gwarą mówili wszyscy – mówi Jan Czudek, dyr. Huty Trzyniec.

Mieszkając tutaj dość długo, dopiero teraz odkrywam ten zaolziański fenomen. Przyznam szczerze, że tak naprawdę nic nie wiem o Polakach mieszkających po drugiej stronie granicy, a przecież wywodzi się stąd tak wielu ciekawych i zasłużonych rodaków. Czy są tutaj zauważalne podziały między Czechami i Polakami? Czy to wspólne życie nie rodzi potrzeby całkowitej asymilacji?
Na szczęście nie ma tutaj podziałów między Polakami i Czechami, choć jak wiadomo znajdzie się zawsze ktoś, kto szuka tych podziałów, a nawet sam je tworzy. Jednak tutaj ludzie raczej oceniają się po zachowaniu, wartościach moralnych, jakimi się kierujemy. Fenomenem na skalę światową jest z pewnością to, jak bardzo Polacy tu żyjący dbają o narodową przynależność. Mamy tutaj polskie szkoły, profesjonalną Scenę Polską w czeskim teatrze. Mamy też teatry amatorskie, sporo zespołów góralskich, gazety w języku polskim, ale też miejsca, w których Polacy mogą się spotykać. Mowa tu o PZKO (Polski Związek Kulturalno-Oświatowy). Ma on wprawdzie bardzo pokaźny majątek w formie domów właśnie, ale to nasi ojcowie je budowali. Sam pamiętam dobrze jak mój dziadek, tata, wujek, a nawet ja pomagaliśmy przy budowie takiego domu. Wszyscy robiliśmy to bezinteresownie. Budowaliśmy je po to, by móc się spotykać i mieć gdzie organizować zajęcia czy wydarzenia kulturalne. I w każdym z tych domów działają ludzie nie pobierając za to wynagrodzenia – podkreśla pan Jan.

Osobiście mam trochę żal, tylko nie wiem do kogo powinnam go skierować, o to, że o dziejach Zaolzia mówi się tak niewiele. Nie uczy się dzieci o tej trudnej historii podziału i jego konsekwencjach. Nie uczy się też i nie mówi o zasłużonych Polakach mieszkających tuż za granicą. I chyba czasem przestaje się ich w ogóle traktować jak rodaków. Szlaban graniczny zlikwidowano, ale ciągle jakby mentalnie istnieje. Ciągle pokutuje stwierdzenie my i oni. Dlaczego tak jest? 
Myślę, że to nie wina Polski. Jeśli o mnie ktoś nie wie, to jest to tylko moja wina. To chyba jest też konsekwecją trudnej historii. Jednak ciągle na naszych oczach rozgrywa się tu jakaś wewnętrzna walka między Kongresem Polaków a PZKO. Dopóki tutaj społeczeństwo polskie będzie walczyć o wpływy, absorbując  wszelkie siły, które można by było wykorzystać na publikacje o tym, co się tutaj ciekawego dzieje, ta sytuacja się nie zmieni. To my mieszkańcy Zaolzia powinniśmy sami dbać o pielęgnowanie naszej historii. Musimy też i powinniśmy zadbać o to, by młode pokolenie stąd nie uciekało do dużych miast. Musimy zadbać o to, by zaszczepić w nich tę dumę z bycia Polakiem.Myślę też, że w końcu zaczną powstawać publikacje o nas i o tym, jak tutaj się żyje. Bardzo się cieszę, że nasza kultura pojawia się w Polsce. Scena Polska często występuje w różnych polskich miastach, ale i teatry amatorskie takie jak ten z Milikowa gosciły u naszych rodaków w Cieszynie w Domu Narodowym. Teatr amatorski z Milikowa wystawia sztuki w naszej gwarze. Sam mam przyjemność pisać scenariusze do przedstawień. Całe życie zresztą kręciłem się wokół kultury. Jako student, w trudnych czasch pisałem i występowałem w kabaretach, jak to było w zwyczaju dość politycznych. Dano mi niestety do zrozumienia, że jeśli chcę studia skończyć, powinienem scenę kabaretową i moje pisanie porzucić. Wybrałem więc studia. I myślałem, że ta przygoda już nigdy się nie powtórzy, ale po wielu latach mam okazję wraz z żoną pisać scenariusze właśnie dla Milikowskiej grupy teatralnej – opowiada Jan Czudek.

O tych wszystkich dokonaniach historycznych i teraźniejszych powinniśmy mówić głośno. Nie wolno nam ciągle stać po dwóch stronach granicy, która niewidzialna, ale wciąż bardzo realna dzieli most na Olzie. Ale dla nas wszystkich Polaków mieszkających po obu stronach rzeki to nasza wspólna historia, nasze wspólne tradycje i powinniśmy o nie dbać. 

Wywiad z Janem Czudkiem jest ciekawą rozmową, którą trudno w całości przelać na papier, w dodatku, nasz rozmówca mówi piękną gwarą. Zachęcamy do przeczytania całego wywiadu na stronie Gazety Codziennej.