Miłość w korporacji cz.16

0
1089
- reklama -


Przekraczając bramę zapadli się w kompletną ciemność i ciszę. Gdy ich oczy zaczęły przyzwyczajać się do braku światła, odnalazły możliwość widzenia. Dostrzegli przed sobą różnorodne, częściowo ukryte w mroku kształty. Otoczenie wyglądało na uśpione, pokryte warstwą gęstej, leniwie falującej mgły; przypominało to stan wczesnego świtu, tuż przed ukazaniem się pierwszych promieni słońca. Gdzieniegdzie z mglistego mroku wyłaniały się pojedyncze wzniesienia, wystając nieco ponad jego poziom. Pośrodku w zdecydowanie centralnym miejscu dostrzegli kontury czegoś dużych rozmiarów, jakby wysokiej wieży.

– To Januszowe Ego – powiedziała Róża najciszej jak potrafiła – centralne i najważniejsze miejsce psychiki człowieka, przypomina opuszczoną latarnię, a może wieżę ciśnień…

Tłumaczyła zachowując należytą ciszę.

– Wieża to centrum psychiki – siedziba osobowego ja; mgły pokrywające przestrzeń symbolizują stan uśpienia i depresji. Gejzery to potencjale źródła energii życiowej i świadomości. I jeszcze cała reszta, której teraz nie widać. Tak to działa. –

- reklama -

Spojrzała na pogrążone w ciemnościach pragnienia.
– Te mały chodź no tu –
Gadające pragnienie podeszło do Róży.
– Masz jakieś imię? –
– Felicjan –
– Felicjan… o mamo ! – zaśmiała się Róża i dodała: a mogę do Ciebie mówić Felek?
– Wolałbym Felicjan jeśli można –
– Dobrze więc… Felicjan mam dla Ciebie bardzo ważne zadanie –
– Tak proszę Pani –
– Widzisz tą wieżę –
– Tak –
– To jest Januszowe Ego, czyli Januszowe Centrum – Tak proszę Pani –
– Tam znajduje się teraz Janusz –
– Rozumiem proszę Pani –
– Pójdziesz tą ścieżką, wejdziesz na szczyt wieży i wysadzisz się tam –
– Tak proszę Pani –
– Zadziałasz antydepresyjnie, coś jakby intensywne elektrowstrząsy; wtedy umysł rozbłyśnie a my odnajdziemy pozostałe punkty docelowe. –

Róża uważnie spojrzała w oczy Felicjana i zobaczyła tam odrobinę smutku.
– Felicjan… –
– Tak proszę Pani –
– Ty się smucisz –
– Tak proszę Pani –
– A dlaczego? –
– Bo już nigdy Pani nie zobaczę –
– Jesteś kochany – powiedziała Róża i pewnie gdyby to było w jakikolwiek sposób możliwe jej czerwone płatki zarumieniły by się afektywnie.

Lecz miała do wykonanie konkretne zadanie. Nadchodził właściwy czas. Musiała ustalić strategię.

– Ty – wskazała na jedno z innych pragnień – wysadzisz się w pobliżu ośrodka racjonalnego myślenia. Zniszczysz je. Nie będzie nam potrzebne.

Zwróciła się do kolejnego.
– A Ty aktywujesz Januszowe różowe okulary lub Januszowe klapki na oczach; niestety nie wiem w co jest wyposażony.

I dalej.

– A Ty – pokazała palcem na trzecie pragnienie – przedostaniesz się do ośrodka przyjemności i pożądania i będziesz naciskał na czerwony guzik za każdym razem jak Janusz popatrzy na Grażynę.

I do wszystkich.

– Ja i reszta znajdziemy ośrodek wizualny i tam wspólnie wysadzimy się w powietrze zwracając uwagę Janusza i tworząc Fantazje o Grażynie oraz rozwiniemy baner motywacyjny.

Mówiąc to Róża ukazała kolorową płachtę, na której znajdowało się zdjęcie i napis w obcym języku.

Pragnienia zobaczywszy Baner skuliły się ze strachu.
– Co to za Pan jest? – zapytał Felicjan – boimy się.
– Niesłusznie – uznała Róża – to jest Terminator. Z jakiegoś powodu jest to znacząca postać dla Janusza.

Pragnienia podeszły do banera i przyglądały się uważnie postaci.
– Rozwiniemy to w świadomości Janusza. Zasiejemy treść Baneru, tak, aby stała się myślą własną Januszowego Ego. –

Pragnienia pokiwały główkami i przestały się bać groźnej postaci na zdjęciu.

Nie było sensu zwlekać dłużej. Pożegnali się z Felicjanem i popchnęli go w stronę wieży, patrząc jak znikał powoli we mgle prowadzony przez ścieżkę. Kiedy przestali go widzieć ciemności stały się gęstsze. Wszystko jeszcze bardziej zamarło. Nastawili zmysły na najdrobniejszą nawet zmianę, lecz nic się nie wydarzało.

Kiedy trochę zaczęli się niecierpliwić ciemność ustąpiła pod naporem światła. W chwilę później dotarł do nich dźwięk wysadzonego w powietrze Felicjana. Odruchowo zamknęli oczy. Kiedy je otworzyli nic już nie było takie samo. Mgła zniknęła odkrywając pejzaż wulkaniczny; gejzery kipiały energią wydobywających się gazów, gdzieniegdzie wybuchy wyrzucały w przestrzeń wulkaniczną lawę. Wieża ożywała kumulując światło, oddając dziesiątki strumieni – świetlnych snopów w otaczającą przestrzeń, obejmując ją tym samym w posiadanie.

– Koniec z Januszową smutą – wykrzyknęła z radością Róża – udało nam się.

Ich radość nie trwała długo. Kiedy znaleźli się w zasięgu jednego ze strumieni światła padającego z wieży, to zatrzymało się na nich i znieruchomiało. Po chwili ustąpiło a zamiast niego usłyszeli przeraźliwy ryk, narastający z każdą sekundą. Kiedy osiągnął apogeum i stał się nie do wytrzymania, zza najbliższego gejzera wyłonił się latający potwór: był wściekły i pełen żądzy unicestwiania, zabijania i eliminowania, na szczęście też świeżo przebudzony, a co za tym idzie jeszcze niepewny w działaniach. To dlatego skierowany na nich strumień ognia był źle wycelowany, lecz z drugiej strony wystarczająco mocny, żeby sam podmuch przewrócił ich na gorącą ziemię. Przeleciał nad nimi i próbował nieudolnie zawrócić w oddali.

– To Balcer – wyjaśniła szybko Róża – smok-egzekutor pracujący dla mechanizmów obronnych osobowości, najlepszy dowód na to, że psychika Janusza zaczyna dobrze funkcjonować a my…staliśmy się intruzami.

Mimo pojawienia się egzekutora pragnienia były gotowe do działania. Nastawili zegarki na godzinę 17.00; spotkali się w kółeczku, gdzie po raz ostatni powtórzyli przydzielone zadania oraz w odzewie na zawołanie Róży krzyknęli w myślach:

– Jesteśmy drużyną pierścienia!!! –

Gdy każde z nich zniknęło udając się w docelowe miejsca, nadleciał ponownie smok egzekutor i zamienił okolicę w gorące piekło.

– Jest 17.00, już czas na nas – powiedziała Grażyna i rozpoczęła proces wynurzania się z gorącej borowiny. Okazało się, że róża miała swoją kontynuację. Przez moment jak z odmętów wyłaniała się łodyga najeżona kolcami, by ukazać w końcu korzenie, które trawersem przeniosły się w stronę kręgosłupa; tam niespodziewanie zostały połknięte przez biblijnego węża, który wpleciony w kręgi opadał w dół i zanikał w kąpielowym gorsecie.

Janusz otworzył usta.

Ociekające wodą ciało Grażyny wynurzało się powoli i z dostojnością, o którą Janusz jej nie podejrzewał. Zrobiła to jak modelka na reklamach, płynnie i bez utraty pionu.
– Idziesz Janusz? – zapytała uśmiechając się promiennie.
– Tak, tak – odparł odruchowo, wyrwany z zamyślenia.

Wstał i zaintrygowany poszedł za swoją towarzyszką korporacyjnej niedoli, wpatrując się bacznie w delikatne pąki czerwonego kwiatu. Miał takie przelotne wrażenie, że Róża uśmiecha się do niego, lecz jak to możliwe, żeby uśmiechać się nie mając ust, pomyślał i wziął to na karb dłuższego – niż wskazane – przebywania w borowinowych oparach.

Gdy tak szedł za Grażyną wpatrując się w jej przemoczone ciało, przez głowę, przemknęła mu przedziwna myśl; zasłabła po chwili, zniknęła, by wrócić ze zdwojoną siłą i przybrać natrętny charakter, powoli i nieubłaganie stając się jego własną myślą.

– Grażyna !? –

Grażyna odwróciła się. Janusz zrobił krok do przodu i nadrobił zaległości z kanciapy:
I’M BACK