Poezja z kontrapunktem

0
1253
fot. arch. prywatne
- reklama -

Dlaczego nie odnajdujemy na co dzień ludzkiego ciepła, życzliwości? I czemu świat zdaje się taki niedopieszczony, nieustannie z czegoś niezadowolony, pełen pretensji, frustracji? Wiem, czasu festiwalowej odświętności nie da się bezpośrednio przenieść w moją, w naszą siermiężną rzeczywistość pełną zabiegania i spraw. A i poetycka nadwrażliwość jest niekiedy bardziej balastem, aniżeli kulturowym atutem. Pomimo to, wróciwszy z VI Festiwalu Poezji Słowiańskiej, jestem przekonany, że moje miasto zasługuje na podobną imprezę.

To przekonanie podpieram faktem, że parę lat temu Muzeum Cieszyńskie gościło uczestników Festiwalu. Nie zapomnę tej spontanicznej biesiady, wierszy o ogrodach i jabłek na stole. Ten głód poezji i dlaczego nie ma nas więcej, właśnie stąd, z Cieszyna. Zabrakło kontynuacji pomysłu, aby nie tylko w Bielsku, Czechowicach, Wilamowicach dokonywał się literacki festyn. Tak, przyznaję, że jako amator poezji oczekiwałem od ludzi kompetentnych zaangażowania, wsparcia i zainteresowania Festiwalem w moim mieści. Nadal oczekuję, ale i mam głęboką nadzieję.

Swego czasu cieszyński poeta i dziennikarz, Kazimierz Kaszper skrzyknął na Wzgórzu Zamkowym poetycką brać z dwóch brzegów Olzy pod nazwą „Słowo i kamień ”. No i działo się. Ale czy tamto czytanie wierszy w Rotundzie i wspólną fotografię ktoś jeszcze pamięta?
Festiwal to miejsce, gdzie głównie prezentujemy siebie – podczas wcześniej ustalonych reguł. To znaczy 1 wiersz, 3 minuty. To bardzo mało. Ale po części oficjalnej jest czas i możliwość na spontaniczność, na biesiadę, wymianę poglądów, pomysłów, tomików.
Owocem ubiegłorocznych spotkań był mój udział w projekcie na kartkę anty walentynkową. To artystyczne pocztówki z erotykiem. Z tegorocznych kontaktów międzynarodowych, bo byli reprezentanci z Italii, Bułgarii, Czech, Słowacji, Litwy, Anglii, no i Polski, przywiozłem cały piękny zestaw poezji. W większości są to tomiki świetnie wydane i dwujęzyczne. W serdecznej rozmowie ze Słowakami Polacy, z uwagi na moje emocjonalne zaangażowanie, uznając mnie za przybysza znad Wagu, wysoko ocenili moją polszczyznę. Kontrapunktem dla naszej słowiańskości był goszczący na Festiwalu hinduski pisarz, poeta i tłumacz, kardiochirurg, popularyzator polskiej literatury w Indiach, dr Siva Rama Prasad Lanka. Pisze w języku angielskim i telugu. Obecność człowieka z innego kontynentu poszerzyła nasze wyobrażenie o duchowości i kulturze. Oczywiście w takiej sytuacji wraca temat translacji, interpretacji, tłumaczenia poezji. Czy wystarczy rozumienie czytanego wiersza? Czy wiersz może stać się matrycą, inspiracją dla nowego tekstu?

Motorem i sprawcą święta poetów jest czechowicki gnieźnianin, Ryszard Grajek, świetny koordynator, integrator, inicjator i animator, przyjaciel ludzi. Dbający o każdy szczegół naszego dobrego samopoczucia, w swoim niedawno wydanym tomiku poeta zadaje szeroko pojmowane pytanie – „…która miłość piękna, ta co mgnieniem była, czy która wraca, świeci…”.

- reklama -

Tegoroczny Festiwal odbywał się pod patronatem burmistrza Czechowic – Dziedzic i Związku Literatów Polskich Oddział w Katowicach. Miłym akcentem są dwa fakty – imprezy poetyckie nie są biletowane. A po drugie – obecna na festiwalu młodzież szkół średnich Bielska, czy Czechowic, pozwala mieć nadzieję na nowych odbiorców, a i twórców niebanalnych.

Swojej gościnności użyczały nam różne ośrodki kultury – tak zwana Kubiszówka w Bielsku, Miejska Biblioteka Publiczna w Tychach, czy Ogrody Kapias w Goczałkowicach.
Interesująca była sesja literacka „Wokół Herberta”. Rozmowę na ten temat prowadzili profesor Marek Bernacki z bielskiej ATH i pani profesor UJ Zofia Zarębianka, poetka, którą znam z dwumiesięcznika „Topos” z esejów „Teologia poezji”.

Prowadząca Galę Festiwalu dziennikarka i poetka Barbara Gruszka -Zych, którą poznałem na poetyckiej imprezie „Słowo i kamień”, uznaje Cieszyn za bramę do innego świata. I chętnie tu wróci z pewnym wspólnym pomysłem literackim. Tak właśnie żyje w nas sam Festiwal. Jest on inspiracją do działań, do samokształcenia, do przeobrażenia naszego poetyckiego patrzenia na świat zewnętrzny.

W Miejskiej Bibliotece Publicznej „Mediateka” w Tychach rozpoczęliśmy swą przygodę z haiku nawiązując bezpośredni kontrakt z Martą Chociłowską, prezesem Polskiego Stowarzyszenia Haiku w Warszawie. Mistrzem haiku na nasz region jest Jan Picheta, przedstawiciel Stowarzyszania Autorów Polskich w Bielsku – Białej, który od początku istnienia Festiwalu współuczestniczy w jego organizowaniu.

Mając wielu przyjaciół na drugim brzegu Olzy, zamierzałem pokazać naszą literacką polsko – czeską przyjaźń. Nie zdążyłem. A i kryteria festiwalu nie pozwalały na to. Mogę za to zacytować poetów nadających ton tym spotkaniom, a których usiłuję sobie teraz tłumaczyć. Najbardziej barwną postacią był Miro Kapusta, z którym piłem jego wyborną, kilkunastoletnią śliwowicę. Wspólne toasty i zaproszenie nas Słowację na wiosnę poetycką musiało mi wystarczyć za tomik z dedykacją.

Aforysta i scenarzysta ze Słowacji Ondrej Kalamar uważa, że „świat jest tym, co ludzi spaja, a ludzie są tym, czym jest świat”. Zuzana Kuglerowa, ta co Mirowi wylała swój puchar na głowę za nieumiejętny toast, w lirycznym tomiku pisze – „…chcę ci tylko powiedzieć, że moja róża rozumie twój cierń…”. Vera Kopecka z Czech swój tomik, tłumaczony już na polski nazwała „Promyk słowa”. Bo taka też jest jej poezja, którą odczytuję jako bardzo stonowaną i wypośrodkowaną w uczuciach. Vera jest z kolei zaczytana w twórczość Juliusza Wątroby. Wielki Juliusz, znany przez cieszyniaków, osobiście zaprosił nas na swój spektakl Kabaretu FANaberie pod tytułem „Na tak i na nie”. Poznana w ubiegłym roku Renata Cygan, w Wielkiej Brytanii od 1992, poetka pracująca w mediach, ofiarowała mi kolejną książkę pełną wierszy, lekkości, rytmu, rymu i wyznań. Mówi wprost w tytule : „ Bywam trubadurem – I am a troubadur ”. To świetna dwujęzyczna lektura.

Agnieszka Herman, poetka i dziennikarka, namawiająca nas do haiku w swoim polsko – bułgarskim tomiku pisze – „…dni schodzą się w noce, nie odróżniam zamkniętych oczu od otwartych…”. Osobliwy czas festiwalu pozwolił mi spotykać się głównie z empatią. Poza festiwalem świat wydaje się każdemu z nas katastrofalną wpadką, pomyłką, kraksą. Ale kiedy w słoneczny dzień patrzy się na ludzi, na swoje miasto, nie potrzeba różowych okularów. Bo i tak każdy z nas ma w sobie wystarczająco dużo optymizmu i życzliwości – pragnę w to wierzyć.