Stojąc na dachu świata

0
935
- reklama -

“ Aby poznać samego siebie, trzeba się wystawić na próbę, bo tylko tak każdy może się przekonać na co go stać”. 

Seneka Młodszy

O kobietach można pisać nieustannie, tak jak o kobiecych pasjach. Stajemy się coraz odważniejsze mierząc się z ogromnym wysiłkiem zarówno fizycznym jak i psychicznym. Dotykamy rzeczy i miejsc kiedyś dla nas  niedostępnych. Walczymy z władzą i przemocą. Stajemy w pierwszych szeregach podczas demonstracji. Jesteśmy i w każdy mo-
żliwy sposób staramy się to zaznaczyć. Nie przestajemy być przy tym matkami, żonami i pracownicami. W tym zabieganiu uczymy się nie rezygnować z siebie i swoich pasji. W Polsce ale i na całym świecie coraz częściej słyszymy o kobietach himalaistkach zdobywających wysokie szczyty. Decydują się na spotkanie z męskim trudnym światem, do którego nie zawsze chętnie są zapraszane. Na chwilę wszyscy wstrzymywaliśmy oddech obserwując akcję ratunkową Tomasza Mackewicza i Elisabeth Revol.  Media na całym świecie zajęły się tematem himalaizmu i górskich wspinaczek. Często o decyzjach himalaistów rozmawiali Ci, którzy nigdy nie zdobywali gór i nigdy nawet o tym nie myśleli. Dominika Tajner Wiśniewska związana jest z górami od najmłodszych lat. Pomimo sporej przerwy powróciła do swojej pasji. Wyznacza sobie nowe cele i zdobycie Mount Everest. Jest coś niezwykłego w tych górach,  gdy raz zachwycą będą wołać już zawsze.

Jak zaczęła się Twoja przygoda z górami?

- reklama -

Moja przygoda z górami zaczęła się gdy byłam małą dziewczynką. Dziadek zabierał w góry mnie i moje kuzynostwo. To była duża musztra. Dobrze zaplanowana trasa, czas na odpoczynek i posiłki. Nie było narzekania i marudzenia. Byliśmy w różnym wieku i nauczyło to nas odpowiedzialności za siebie. Musieliśmy młodszym dzieciakom pomagać co z pewnością było również dobra lekcją. Pokuszę się o stwierdzenie, że była to dobra szkoła życia. Ale, przede wszystkim, to był zawsze bardzo dobrze spędzony czas. Zaszczepił we mnie wtedy dziadek wielką pasję do gór. Jako nastolatka góry porzuciłam. Nie miałam na nie czasu a moja głowa zaprzątnięta była zupełnie innymi zajęciami. Zdarzało mi się jednak w góry chodzić. Kiedy mój tata trenował Adama Małysza często w ramach treningu nawet chodzili w góry. Czasem szłam z nimi ale to już były sporadyczne wypady. Do gór powróciłam po wielu latach. Po zakończeniu programu „Agent”, w którym brałam udział, wyjścia w góry były częstsze ale i tak były ciągle rywalizacją. Dzisiaj już wiem, że to zupełnie nie o to chodzi. Czasem trzeba zrobić sobie porządek w głowie i pewne rzeczy przepracować, by nauczyć się innego podejścia. Góry stały się moim celem, który zmobilizował mnie do pracy nad sobą i do dużego z pewnością wysiłku. 

Wychodząc w góry sama jako młoda dziewczyna czułam wobec nich wielką pokorę. Trzeba zasłużyć i zapracować na ciszę i  piękne widoki. 

Co czujesz stając na tym skalistym dachu ziemi?

Już nawet wyjście w góry z towarzyszącą musztra dziadka pamiętam jako niezwykłe i piękne przeżycie. Każdy mój zdobyty szczyt był nagrodą za trud. Kocham góry i zimę ale nie mogę powiedzieć, że kocham ryzyko. Bo moje wychodzenie w góry nie jest ryzykiem. Trzeba mieć świadomość zagrożeń niezależnych od nas. Moim zdaniem ryzykują ludzie lekkomyślni i nieprzygotowani. Często wychodząc w Tatry spotykam po drodze ludzi w klapeczkach, dzieci w złym obuwiu i nieodpowiednio ubrane. To są sytuacje z którymi chciałabym bardzo walczyć. By uświadomić ludziom, że rekreacja musi iść w parze z dbałością o bezpieczeństwo swoje i bliskich. A przede wszystkim należy nauczyć się współżycia z naturą. Zawsze trzeba mieć ten ważny „gong” w głowie, że jeśli ta góra nie będzie chciała to Cię nie wpuści. Mój przewodnik, który uczy mnie i trenuje do wyjścia w wysokie góry, mówi, że nie ważne kim jesteś i jakie zajmujesz stanowisko, nie ważne też ile masz pieniędzy, tu wobec żywiołu wszyscy mamy podobne szanse. I ja swoją szansę chcę wykorzystać jak najlepiej. Mierzę się z ogromnym wysiłkiem i można zapytać w sumie po co mi to, ale ja wiem co czeka mnie na finiszu. To jest nagroda za trud. Widok, satysfakcja i szczęście ogromne, że udało się. Bardzo długo walczyłam z lękiem wysokości. Każdy zdobyty szczyt jest zatem moim zwycięstwem.

Himalaizm to często brutalny, męski świat, do którego niechętnie zaprasza się kobiety. Często trzeba zasłużyć podwójnie na zaufanie czy akceptację. O tym trudnym, często szowinistycznym himalaizmie mówiła Wanda Rutkiewicz, która jako pierwsza kobieta stanęła na szczycie K2.  Czy  łatwo było odnaleźć się w tym męskim środowisku? 

Miałam spore szczęście, że trafiłam na bardzo mądrego przewodnika. Dla niego nie ma znaczenia płeć, ale to jak jesteś przygotowany i po co w ogóle w te góry chcesz iść. Od dziecka wychowywałam się w męskim świecie. Patrzyłam również na ich wytrwałość, pokorę i ciężką pracę. To bardzo mi pomogło. Nie doświadczyłam tej szowinistycznej strony męskich wypraw. Może miałam to niezwykłe szczęście trafić na dobrych ludzi ale myślę też, że bardzo zmieniły się te relacje, a kobiety na stałe wpisały się w wysokogórskie wyprawy. 

Trzeba pamiętać, że takie wyprawy to niewielka ilość snu, zmęczenie a warunki sanitarne są trudne dla kobiety. Jak sobie z tym radzisz? 

To prawda, jest to niezwykła walka ze swoimi słabościami. Żyjemy już w czasach, kiedy kobiety mają sporo higienicznych środków. Udaje się nam przewidzieć i zabezpieczyć na różne sytuacje. To jednak nie zmienia faktu, że nie ma możliwości korzystania z łazienki czy bieżącej wody. Nie każdy więc może sobie z tym poradzić. Ja jestem dość uparta i takie przeszkody mnie nie odstraszają.

Liczysz się  z wypadkami losowymi, niebezpieczeństwem w górach? Jesteś córką, żoną a przede wszystkim matką. Jak to pogodzić? Jak zapanować nad strachem i obawą bliskich? 

Myślę, że najtrudniej jest kiedy ten strach i obawę bliskich pompujemy. Jeśli wszędzie będziemy widzieli zagrożenie to nawet w domu nie powinniśmy czuć się bezpiecznie. Tak naprawdę, to trzeba tą pasję do gór zaakceptować. Mój syn Max jest ze mnie dumny. Michał również bardzo mnie wspiera. Każdy ma swoje pasje, które są równie niebezpieczne. Przecież mój mąż lata samolotami, mój syn ugania się za piłką po boisku. Wspieram ich i pomagam się realizować dlatego oni odpłacają mi tym samym. Nawet moi rodzice, pomimo wielu obaw na pewno, akceptują moje wybory. Życie nie jest próba na chwilę, nie możemy się cofnąć i zacząć od nowa. Możemy je przeżyć tak by nigdy niczego nie żałować. Podkreślę jednak jeszcze raz, że bezpieczeństwo jest rzeczą nadrzędną. Nie idę w góry po to by zginąć. Idę tam, bo dają mi niezwykłe pokłady satysfakcji. Przygotowuje się do tego bardzo długo, pracując codziennie.

Czujesz się kobietą spełnioną? Ta górska pasja dodała Ci pewności siebie również na co dzień,   nauczyła wytrwałości i uporu? Zmieniły Cię w jakiś sposób te górskie wyprawy?

Tak, jestem kobieta spełnioną. Mam cudownego i kochającego męża, najlepszego na świecie syna i kochających rodziców oraz brata. To jest powód do tego by czuć się szczęśliwą. Nie jest też tak, że wszystko jest już tylko różowe i bajkowe. Problemy mam jak każdy człowiek. Dzięki wyprawom pokonałam wiele swoich słabości. Sporo problemów przerobiłam, nauczyłam się cierpliwości i pokory. Uczę się tego każdego dnia. Ale nauczyłam się też kochać życie i nie marnować go na ludzi toksycznych, na strach, na pesymizm. Góry same do mnie nie przyszły. Musiałam ruszyć swoje „cztery litery” i na nie zasłużyć. Można siedzieć na kanapie i narzekać podziwiając innych a można po prostu z tego życia korzystać bez ciągłego usprawiedliwiania się. Odnalazłam swoją siłę, pewność siebie i odwagę. I tego życzę nie tylko kobietom ale wszystkim. Nie bójmy się marzyć i nie bójmy się tych marzeń spełniać.