Trasa #02 – Po przejściach, czyli z Cieszyna do Lesznej i z powrotem

0
932
- reklama -

Trasa z Cieszyna do Lesznej i z powrotem czeską stroną to chyba moja ulubiona wycieczka
w okolicach Cieszyna. Jest średnio wymagająca, niezbyt długa (24 km) a jednocześnie dająca sporo przyjemności.

Z parkingu Pod Wałką do Dzięgielowa

Oczywiście rozpocząć możemy w dowolnym punkcie pętli, ale osobiście radzę wystartować z bezpłatnego parkingu pod Wałką. Tam zawsze znajdziemy miejsce na nasz samochód i spokojnie przygotujemy sprzęt do wyprawy.
Niestety znaczna część początkowego etapu trasy biegnie dosyć ruchliwą, wąską i miejscami wyboistą drogą do Puńcowa a potem do Dzięgielowa. Na większości tego odcinka brak pobocza, nie wspominając już o chodnikach. Warto więc zachować dodatkową ostrożność. Ponadto w kilku miejscach jest szansa zjechania na alternatywne drogi równoległe, którymi poprowadzę naszą wycieczkę.
Wyjeżdżamy więc z parkingu skręcając w prawo i prawie natychmiast przekraczamy most na Puńcówce. Jak można się domyślić, znaczna część tego etapu będzie wiodła wzdłuż tej rzeki, więc nie należy się spodziewać zbytnich przewyższeń. Czeka nas teraz około 5 kilometrów jazdy dosyć ruchliwą drogą, więc staramy się łączyć podziwianie pięknej okolicy z zachowaniem zasad bezpieczeństwa.
W pewnym momencie dojeżdżamy do tablicy informującej, że jesteśmy w pobliżu firmy Aldo. To moment, aby na chwilę uciec z głównej drogi. Skręcamy w prawo w ulicę Kojkowicką, by prawie natychmiast skręcić w lewo w ulicę Spacerową. W tym miejscu można też wybrać krótszy o około 7 km wariant jadąc dalej ulicą Kojkowicką (czarna linia na mapie). Trzeba jednak pamiętać, że odpuszczamy sobie najładniejsze fragmenty trasy.
Warto uważnie rozglądać się na boki, bo jakieś 200 metrów od początku ulicy Polnej, po prawej stronie drogi znajduje się hodowla danieli i muflonów. Zwierzęta rzadko zbliżają się do drogi, więc trzeba się zatrzymać, by wypatrzyć je wśród wysokich traw.
Na tym odcinku wreszcie możemy rozwinąć się w szpaler, by omówić dotychczasowe wrażenia. Oczywiście nie zapominając o zachowaniu zasad ruchu drogowego. Przez jakiś czas będziemy jechali pośród malowniczych pól, zagajników i domów. Wkrótce czeka nas atrakcja w postaci betonowej kładki przeprowadzonej nad potokiem. Przy niskim stanie wody, można przejechać przez strumień. Jeżeli natomiast musimy lub chcemy skorzystać z kładki, konieczne jest zejście z roweru, bo jest ona dosyć wąska i ma poręcz tylko z jednej strony. Upadek z wysokości półtora metra na kamieniste podłoże może się skończyć bardzo nieprzyjemnie.
W pewnym momencie docieramy do rozwidlenia, w którym ulica Polna przechodzi w Rolniczą. Tu musimy skręcić w lewo i wrócić na główną ulicę Cieszyńską, bo niestety równoległy odcinek kończy się. Jednak kilkaset metrów dalej ponownie skręcamy w prawo
w ulicę Spacerową. W ten sposób znowu przez ponad 1 kilometr jedziemy przyjemnym odcinkiem wzdłuż coraz węższej Puńcówki.

Pod górkę do Lesznej Górnej

- reklama -

Ulica Spacerowa kończy się kilkadziesiąt metrów przed zamkiem w Dzięgielowie. Zamek zostawiamy po lewej ręce skręcając w prawo w ulicę Graniczną. Jak sugeruje nazwa, dotrzemy nią już bezpośrednio do przejścia granicznego. Przed nami prawie dwukilometrowy podjazd z łączną sumą wzniesień ok. 110 metrów. Nabieramy więc powietrza i pedałujemy pod górę, gdzie czeka nas zasłużona nagroda w postaci pięknego widoku i nie tylko.
Gdy na szczycie wzniesienia zauważymy pokraczną zieloną budowlę, to znak, że dotarliśmy na miejsce. Opuszczony budynek pozwoli nam powspominać, jak to drzewiej bywało. Najbardziej wymownym śladem czasów słusznie minionych są zdemolowane budki celników i pograniczników, do których zakurzonych wnętrz można zajrzeć przez powybijane szyby.
Parę metrów dalej napotykamy jednak bardziej optymistyczny widok a konkretnie czeski sklep spożywczy z barem. Oczywiście pamiętam, że w Czechach obowiązuje zasada zero tolerancji dla alkoholu również dla rowerzystów, więc możemy co najwyżej podelektować się zimną kofolą z kija.
Można by teraz pojechać w dół główną drogą i dotrzeć do centrum Trzyńca. Ja jednak prawie zawsze wybieram alternatywną opcję, czyli trasę wzdłuż granicy. Powód jest prosty – to chyba najładniejszy odcinek całej wycieczki. Będziemy jechali głównie grzbietami pogranicznych wzgórz, co pozwoli nam podziwiać roztaczające się na lewo i prawo widoki.

Grzbietem wzdłuż granicy

Od tego momentu będę starał się prowadzić nas możliwe jak najbliżej granicy, bo moim zdaniem ta trasa jest najładniejsza. Warto też maksymalnie opóźnić zjazd do ruchliwej drogi 468. Co prawda ma ona dosyć szerokie pobocze udostępnione dla rowerzystów, jednak jazda w podmuchach wzniecanych przez rozpędzone tiry nie jest niczym przyjemnym. W zaproponowanej przeze mnie trasie ten odcinek zostanie ograniczony do 1 km z małym kawałkiem.
Należy też wspomnieć, że struktura lokalnych dróżek po czeskiej stronie jest zupełnie inna niż po polskiej. O ile boczne drogi w Puńcowie i Dzięgielowie odbijające od ulicy Cieszyńskiej przypominają układem grzebień o ślepo zakończonych ząbkach, o tyle drogi w Kojkowicach i Osuvkach tworzą sieć, która pozwala wybierać różne warianty trasy. Jak już jednak wspomniałem, my będziemy trzymać się północnego, najbliższego granicy brzegu tej sieci.
Wracamy więc w stronę przejścia granicznego i tuż przed nim skręcamy w lewo (rowerzyści, którzy nie zatrzymywali się na kofolę, powinni zaraz za przejściem skręcić w prawo) wąską asfaltową drogą, biegnącą po czeskiej stronie. Warto podkreślić tę ostatnią informację, ponieważ równolegle, kilkanaście metrów dalej, biegnie podobna droga po polskiej stronie. Ot taka spuścizna czasów, gdy przekraczanie linii granicznej było możliwe tylko w wyznaczonych punktach.
Wypoczęci, napojeni i zadowoleni, że nie musimy już wspinać się pod górę, delektujemy się rozległym krajobrazem i sielskimi scenami z życia wsi, które podglądamy z siodełek roweru. Po 3 km dojeżdżamy do ostrego skrętu w lewo a w zasadzie skrzyżowania z przystankiem autobusowym. W tym miejscu nasza trasa łączy się ze skrótem z Puńcowa (czarna linia na mapie).
Można również z tego miejsca wrócić od razu do Cieszyna, jednak odradzam taki wariant. Stracimy mnóstwo ładnych widoków a ulica Kojkowicka prawie na całym odcinku jest w bardzo kiepskim stanie technicznym, co będzie zmuszało nas do ciągłego wciskania hamulca i skupiania się na omijaniu dziur zamiast na okolicznym krajobrazie.
Skręcamy więc w lewo, zgodnie ze szlakiem rowerowym wskazującym na Czeski Puńców, i łagodną pochyłością szosy zjeżdżamy w stronę Trzyńca. Nie należy jednak zbytnio się rozpędzać, ponieważ za niecały kilometr skręcamy w prawo. W tym miejscu skręca również oficjalny szlak, więc warto kierować się jego oznaczeniami.
Droga zaczyna coraz mocniej piąć się w górę, potem skręca ostro w lewo, wpada w stumetrowy dołek, dający szansę na złapanie oddechu, po czym kończy się krótkim ale za to bardzo stromym podjazdem. Jesteśmy teraz w centrum przysiółka Osuvky, co łatwo stwierdzić na podstawie knajpki o tej samej nazwie oraz wiaty przystankowej.

Ciekawostki po drodze

Od tego momentu utrzymanie się na naszej trasie jest stosunkowo proste. Wystarczy konsekwentnie podążać drogą asfaltową a w przypadku wątpliwości stale skręcać w prawo. Moim zdaniem nie warto jednak zbytnio się rozpędzać, bo można przegapić kilka ciekawostek. Pierwsza z nich to pamiątkowy krzyż ufundowany
w 1913 roku przez puńcowskiego proboszcza Edwarda Linzera. Krzyż sam w sobie nie jest jakoś szczególnie ciekawy i nie różni się specjalnie od dziesiątek a może i setek podobnych obiektów na Ziemi Cieszyńskiej.
Interesująca jest natomiast jego lokalizacja. Otóż krzyż znajduje się po polskiej stronie, dosłownie kilka metrów od linii granicznej, jednak jest zwrócony w stronę czeską i tylko tak można do niego dotrzeć (nie licząc przedzierania się przez chaszcze i pola od strony polskiej).
Przed krzyżem co jakiś czas odbywają się nabożeństwa. Wówczas ksiądz i ministranci stoją po stronie polskiej a wierni po czeskiej. Kiedyś udało mi się być świadkiem takiej uroczystości. Krzyż stoi kilkadziesiąt metrów od drogi, pomiędzy domami, więc łatwo go przegapić. Dlatego jego dokładną lokalizację wskazałem na mapce.
Do opisanych powyżej klimatów nawiązują też zabudowania, które zobaczymy za chwilę. Od czasu wejście Polski do UE a zwłaszcza od momentu przystąpienia do Układu z Schengen, gdy przekraczanie granic przestało być problemem, na atrakcyjności zyskały działki budowlane zlokalizowane po stronie polskiej, ale pozbawione dojazdu z Polski. W tym miejscu granica biegnie wzdłuż przydrożnego rowu. Jak wiadomo, rowy należy zasypywać, więc zauważycie tu kilka ładnych nowych domów, których mieszkańcy opuszczając swoją posesję jednocześnie opuszczają ojczyznę.
Podumawszy trochę o tych dziwach dotrzemy do ostrego skrętu w prawo (uwaga: nie należy dalej zjeżdżać w dół), za którym rozpoczyna się piękna topolowa aleja. Aleja kończy się wspaniałym punktem widokowym na Cieszyn. Warto tu na chwilę zatrzymać się
i spróbować odszukać znane sobie obiekty. To miejsce na mapie zostało dodatkowo oznaczone lornetką.
Trzymając się dotychczasowej reguły, że poruszamy się drogą asfaltową i stale skręcamy w prawo docieramy do… końca asfaltu. W tym miejscu zaczyna się rezerwat Wielkie Doły. To miejsce w szczególności warto odwiedzić wczesną wiosną, gdy falujące stoki pokryte są zielonym kobiercem liści. To czosnek niedźwiedzi, który wyprzedzając resztę flory, łapie swoje pięć minut słońca łatwo przedostającego między konarami bezlistnych jeszcze drzew.
Kontynuujemy jazdę polną drogą, która w pewnym momencie skręca ostro w lewo i zaczyna stromo opadać w stronę doliny Olzy. Ze względu na duże nachylenie i szutrową nawierzchnię należy tu zachować szczególną ostrożność.

Prawie wzdłuż Olzy z powrotem do Cieszyna

W końcu docieramy do drogi 438. Wjeżdżamy na nią pamiętając o pędzących samochodach i staramy się trzymać szerokiego pobocza, którym wygodnie docieramy w okolice mostu na Olzie. W tym miejscu mamy do wyboru kilka wariantów trasy. Możemy skręcić
w prawo jeszcze przed mostem (niebieska linia na mapie). W ten sposób najkrótszą trasą wrócimy pod Wałkę. Szczególną zaletą tej trasy jest, że przebiega starą, przedwojenną drogą łączącą Cieszyn z Trzyńcem.
Z drogi pozostała już tylko ścieżka, ale wciąż można dostrzec ukryte pośród liści betonowe słupki i pozostałości barierek po przepustach.
Kolejna opcja pojawia się natychmiast po przekroczeniu mostu a jest nią jazda wałem przeciwpowodziowym. Tę trasę polecam osobom, które chcą podelektować się ciszą i podziwiać malownicze zakola Olzy. Natomiast pozostałym sugeruję skręcić zaraz za mostem w ulicę Trzyniecką. Nie pojedziemy nią jednak zbyt długo, bo przed kolejnym mostem na rzece Ropiczance skręcimy w prawo w polną drogę, by podążyć wzdłuż spokojnego i czystego nurtu tej rzeczki. Można tu nawet zatrzymać się i pomoczyć nogi w pobliżu progu wodnego (oznaczony na mapce). Miejsce to jest dosyć popularne zwłaszcza w upalne dni.
Tym sposobem docieramy do złączenia z wariantem żółtym i możemy wybrać czy kontynuujemy trasę wzdłuż Nábřeží Míru (wariant czerwony), czy chcemy dalej poruszać się wałem (wariant żółty). Tak czy inaczej dotrzemy do kładki nad potokiem Sadovskim, która wprowadzi nas bezpośrednio do parku Sikory. Stąd już tylko kilkadziesiąt metrów do kładki sportowej nad Olzą, którą w ciągu paru minut wrócimy na parking.

Do zobaczenia na trasie 🙂

rowerowycieszyn.pl