Czy trzeba zaorać ulicę Głęboką?

0
716
fot. Florianus
- reklama -

Cieszyńska ulica Głęboka jest nieprzyjemnie rozkopana. Ale może to krótkowzroczne, partackie, paskudne rozkopanie wynika z przyjęcia przez władze miejskie skrytej, antycovidowej profilaktyki na czas świąteczno-noworoczny? Może chodziło o to, by ludzie tam się nie zbierali, nie przechodzili w większych ilościach, nie spacerowali ze Wzgórza Zamkowego na Rynek i z powrotem, póki wszyscy cieszyniocy przeciwko covidowi się nie zaszczepią. Podczas tzw. narodowej kwarantanny czyli, mówiąc po naszymu, podczas lockdownu turyści nie przyjadą, nawet pod pozorem delegacji służbowej, a cieszyniocy i tak nie będą wychodzić bez potrzeby z domów, to co za różnica, czy Głęboka jest rozkopana czy nie.

A może jest jednak inaczej, niż się wydaje? Może długotrwałe rozprucie i rozbabranie ulicy Głębokiej ma sens znacznie głębszy niż to wynika z rewitalizacyjnych planów miasta? Może to jest dodatkowy czas do namysłu nad stanem tego miasta? Może właściwa rewitalizacja nie polega na tym, że wyrywa się stare bruki, stopnie, płyty chodnikowe i krawężniki, a w ich miejsce wstawia nowe? Może rewitalizacja powinna być znacznie głębsza niż przebudowa kanalizacji deszczowej? Może rozkopany grunt uliczny trzeba przeorać, zaorać instalacje i rury, a pośrodku posadzić młode, liściaste drzewa, które pochłaniałyby dwutlenek węgla i neutralizowały czarne dymy z okolicznych kominów. Potraficie to sobie wyobrazić? Idziemy w dół ulicą Głęboką, a tam środkiem biegnie ściana jasnej zieleni, buki, robinie, katalpy i inne wielkolistne drzewa, prawdziwy ogród tlenowy w środku starego miasta, plantacja Oxytree im. ks. Leopolda Scherschnicka, wielkiego, oświeconego humanisty, księgoluba i botanika, którego ogród poniżej kościoła św.Trójcy został barbarzyńsko przez cieszynioków zniszczony w epoce destruktywnej dla przyrody rewolucji przemysłowej. Aby przejść na drugą stronę ulicy starczyłyby dwa mostki odpowiednio zlokalizowane, może nawet tylko jeden. I to wszystko pod hasłem: wyrwij stare bruki, posadź młode buki.

I nie byłoby tam żadnych samochodów, bo z całego starego, zabytkowego śródmieścia poznikały samochody, parkingi skryły się pod ziemią, są za to ogrody tlenowe, nie tylko na Głębokiej, także na Rynku, na Starym Targu, na Placu Teatralnym, na Górnym Rynku. Bo tlen, zieleń i woda byłyby wreszcie w tym mieście priorytetem. Trudno w to uwierzyć, ale jeszcze w XIX wieku, przed zarazą samochodową porządne ulice w Cieszynie były alejami albo wzdłuż nich rosły przynajmniej rzędy krzewów. Miasto było dobrze natlenione. Trzeba do tego wrócić i poprzez wielkolistne drzewa natlenić stare śródmieście tam, gdzie to tylko jest możliwe. Na tym polegałaby właściwa rewitalizacja. To właśnie rozkopanie ulicy Głębokiej ośmiela mnie do tej wizji. Bo jak już jest ulica Głęboka rozkopana, to można by to wykorzystać i dokądś się przekopać. Może spod podnóża Wzgórza Zamkowego i ulicy Głębokiej można by się przebić aż do dworca kolejowego, którego okolice też są rozkopane. Cóż za inspirujący zbieg okoliczności? Można by oba rozkopane miejsca ze sobą połączyć tunelem, co może nawet nie byłoby takie trudne, bo pod całym starym miastem są głębokie piwnice i podziemia, a następnie przerzucić tamtędy małą podziemną kolejkę typu magrail, zbudowaną w technologii lewitacji magnetycznej, która docelowo łączyłaby błyskawicznie okolice tzw. węzła przesiadkowego z dworcem w Czeskim Cieszynie. Z jednym przystankiem pod Zamkiem w miejscu starego urzędu celnego. Ponosi mnie fantazja, ale czyż nie byłaby to atrakcja na skalę przynajmniej środkowoeuropejskę? A pieniądze na jej budowę można by pozyskać, oczywiście, z funduszy unijnych. I byłby to zarazem właściwy krok w stronę Europy ponadnarodowej i bezgranicznej nad Olzą, która jest miłą europejską rzeką i zasługuje na to, żeby nie była wykorzystywana i napiętnowana jako granica. Kiedyś oznaką cywilizacyjnego nadążania za porządniej zorganizowanym, lepszym światem był tramwaj. A teraz? Jakie mamy wizje przyszłości nad Olzą?

Ulica Głęboka powinna więc podążać i nadążać za lepszym światem. Z zielonym, drzewiastym ogrodem tlenowym zakorzenionym w środku miasta zasługiwałaby w końcu na swoją nazwę. To stara, tradycyjna nazwa, którą uszanowali nawet hitlerowscy okupanci w okresie Trzeciej Rzeszy. Głęboka nazywała się wtedy Tiefe Gasse. Teraz, kiedy widzę, że zielona tabliczka z nazwą tej szacownej ulicy leży porzucona w błocie, czuję głęboki niesmak, bowiem oznacza to pogardę dla lokalnej tradycji i kultury. Komu brakuje tu pomyślunku, empatii, szacunku dla lokalnej historii, tradycji i kultury? Wykonawcy? Inwestorowi? Któremu wydziałowi w Ratuszu? A może wynika to z tego, że w Ratuszu są zatrudnieni ludzie, którym los Cieszyna jest obojętny? Co ich obchodzi jakaś tabliczka leżąca w błocie rozkopanej ulicy? Jaka tabliczka informacyjna, takie miasto…
W przeszłości z nazwą tej ulicy bywało rozmaicie. Jednak zawsze zależało to od świadomości, wyobraźni i widzimisię lokalnych władz. Komuniści nadali jej nazwę Armii Czerwonej, ale cieszyniocy i tak mówili na nią Głęboka. Za starej Austrii, a właściwie w Austro-Węgrzech, od 1881 roku aż do wybuchu Wielkiej Wojny nosiła nazwę Kronprinzessin Stephaniestrasse. Władze miasta Teschen postanowiły tak właśnie uczcić ślub arcyksięcia Rudolfa Habsburga, następcy tronu, który ożenił się ze swoją, zaledwie siedemnastoletnią, belgijską kuzynką Stefanią Klotyldą Luizą Hermioną Marią Charlottą z rodu Sachsen-Coburg. To kuriozalna zaiste sytuacja. Nastoletnia arystokratka – jeszcze dziecko, choć już wydane za mąż za potomka pary cesarskiej – dostała na swoją cześć ulicę w Cieszynie zanim osiągnęła pełnoletność, w pakiecie ślubnych prezentów z weselnymi fanfarami. No cóż, miała to być przyszła cesarzowa. Małżeństwo jednak rychło okazało się fiaskiem. Arcyksiężna nie odznaczała się urodą ani urokiem osobistym. Uważana była za osobę chłodną i wyniosłą, a także niezgrabną, nieatrakcyjną i pozbawioną gustu. Nie potrafiła dostosować się do wymogów i etykiety wiedeńskiego dworu, gdzie szybko stała się obiektem drwin zarówno ze strony dworzan jak i teściowej, cesarzowej Sissi, która nazywała ją „tłustą słonicą”. Za to dobrze wychowany i nie pozbawiony talentów arcyksiążę Rudolf był małżonkiem notorycznie niewiernym. Cierpiąc na neurastenię i wszelkie możliwe choroby weneryczne, szukał pociechy w towarzystwie kobiet, alkoholu i morfinie. W styczniu 1889 roku w niejasnych, a nawet wręcz mrocznych okolicznościach popełnił samobójstwo wspólnie ze swoją kochanką, młodziutką baronówną Marią Vetserą w zameczku myśliwskim Mayerling. Austriacka kołtuneria obwiniła o tę tragedię arcyksiężną Stefanię, raczej Bogu ducha winną. Nieszczęsna arcyksiężna sama była ofiarą arcyksięcia, który zaraził ją rzeżączką. Tego wszystkiego zapewne nie wiedziały ówczesne władze garnizonowego miasta Teschen na Austriackim Śląsku. Po samobójczej śmierci arcyksięcia, mimo atmosfery skandalu na cesarskim dworze, jednak nie zmieniły nazwy najważniejszej ulicy w mieście.

- reklama -

Ówczesnym władzom miasta Cieszyna brakowało refleksu i politycznego wyczucia, za to nie brakowało wybujałego, groteskowego poczucia lojalności dla cesarskiego dworu. Przy nazwie Kronprinzessin Stephaniestrasse rajcowie pozostali aż do 1914 roku, a i potem wybrali dla ulicy Głębokiej niezbyt szczęśliwą nazwę. Wybuchła bowiem Wielka Wojna. Cesarstwo zachwiało się w posadach i ni stąd ni zowąd znalazło się nad przepaścią, dokąd już niedługo miało runąć. W 1916 roku zmarł ukochany cysorz Franz Josef, a następca tronu Karol Habsburg na te wszystkie nieszczęścia nic nie był w stanie poradzić. Kiedy w 1910 roku budowano w Cieszynie linię tramwajową w nazwie ulicy Arcyksiężnej Stefanii zapewne już pobrzmiewała nuta nostalgii za starymi czasami, ale cieszyńscy mieszczanie jeszcze nie przeczuwali, że świat habsburskiej cywilizacji, w którym jako tako prosperowali, już niedługo się skończy. Kronprinzessin Stephaniestrasse też bywała rozkopywana, ponieważ pod koniec XIX i na początku XX wieku Austriacy modernizowali Cieszyn. Wygląda na to, że w okresie Austro – Węgier ulicę Głęboką rozkopywano mniej więcej co dwanaście lat, tak jakby było to uzależnione od cyklu aktywności słonecznej. W 1898 roku wyłożono ją kostkami granitowego bruku, a w 1910 roku rozkopano, żeby położyć tory tramwajowe. Ówczesne władze miejskie starały się nadążać za bardziej cywilizowanym, lepiej zorganizowanym, szykownym i postępowym światem, czyli Wiedniem. Trochę na pokaz i nieco groteskowo, raczej połowicznie, ale jednak. Nie były w stanie przewidzieć czarnych łabędzi, które wkrótce miały nadlecieć i pogrążyć dotychczasowy polityczny ład i stary świat. Niemniej jednak te same władze przeczuwały, a może nawet były już o tym głęboko przekonane, że ważna jest komunikacja. Bez dobrej komunikacji, poprawnego rozpoznania warunków, racjonalnego podejścia do rzeczywistości i sprawnej organizacji nie można liczyć na sukces w realizacji projektów. I chodzi tu nie tylko o komunikację w sensie transportowym, lecz także o komunikację w sensie porozumienia międzyludzkiego czyli komunikowania własnego poglądu czy stanowiska, zarówno we wspólnocie komunikacyjnej, do której się należy, jak i w ogóle ze światem, który też coś nam stale komunikuje i trzeba nauczyć się te komunikaty rozumieć. Na inwestycję trzeba pozyskać środki, właściwych partnerów i wykonawców. Zanim się do niej przystąpi, dobrze jest mieć przemyślane plany i przeanalizowane studium wykonalności. Czasami trzeba mieć koncesję. Tak było też wtedy, gdy władze miasta Teschen zdecydowały się na budowę linii tramwajowej. W 1909 roku miasto wystąpiło o koncesję na budowę kolei elektrycznej, w 1910 rozkopano ulice pod budowę trakcji. Firma AEG z Wiednia musiała działać racjonalnie, sprawnie, zgodnie z ówczesnymi zasadami organizacji, techniki i komunikacji, bowiem już 12 lutego 1911 roku tramwaje ruszyły na trasę, rozpoczynając regularny przewóz pasażerów z okolic koszar przy ulicy Bielskiej do dworca Kolei Koszycko-Bogumińskiej w zachodniej części miasta. Przedtem jednak wymagało to śmiałej wizji cywilizacyjnego rozwoju i modernizacji miasta. A także odwagi i zdecydowania władz miejskich. Brzmi to całkiem nowocześnie i aktualnie, ale teraz może już trzeba przestać myśleć w nostalgicznych kategoriach zabytkowego c.k.tramwaju marki Ringhoffer i zmierzyć się z rzeczywistością trzeciej dekady XXI wieku.
12 lutego 2021 roku minie 110 lat od uruchomienia linii tramwajowej w Cieszynie. Ale tramwajów już od dawna nad Olzą nie mamy. A co mamy? Na przykład rozkopaną ulicę Głęboką. Czy jej tzw. rewitalizacja skończy się do wiosny 2021 roku? Do tej już legendarnej, ośmiogwiazdkowej wiosny, która ma być nasza? Ale jak może być nasza, jeśli mimo tzw. rewitalizacji, będą tu staronowe bruki, lecz nie będzie żadnej dotleniającej zieleni? Rewitalizacja znaczy przywracanie życia.

W obecnej sytuacji rewitalizacja jest bez sensu, jeśli nie bierze pod uwagę przyczyn oraz skutków katastrofy klimatycznej. Owszem, w przebudowanej kanalizacji zmieści się więcej deszczówki (nb. czyżby chodziło o poprawki do słynnej odbudowy cieszyńskiej kanalizacji przed kilkoma laty?), ale czy to dostateczna odpowiedź na wiszącą w zapylonym powietrzu katastrofę? Linia tramwajowa uruchomiona w 1911 roku była elektryczna, a więc tylko poniekąd ekologiczna, bo jednak energia z tutejszej elektrowni czysta nie była. Trudno oprzeć się wrażeniu, że obecne władze Cieszyna nie chcą przekonać mieszkańców, że rozumieją powagę sytuacji, w jakiej się obecnie znajdujemy razem z całym światem i że są w stanie zmierzyć się z najważniejszymi wyzwaniami współczesności na administrowanym przez siebie obszarze. Miejskie władze nie formułują swoich priorytetów zgodnie z tymi wyzwaniami. Aby się przekonać, że komunikacja miasta z mieszkańcami pozostawia wiele do życzenia, starczy zajrzeć na stronę um.cieszyn. pl. Brak tu hierarchii ważności problemów, a przede wszystkim konkretnych wiadomości w sytuacji ostrego kryzysu klimatycznego i epidemicznego. Może nawet da się coś na ten temat znaleźć, ale grzęźnie to w innych informacjach o drugorzędnym czy trzeciorzędnym znaczeniu. Nie wiadomo, jakie są obecnie cele miasta i mapa drogowa ich osiągania. Jest bieżączka, w tym przypadku dość powolna, ogłoszeń i komunikatów. Z tym, że komunikaty są sformułowane w języku urzędowym, a normalni ludzie nie porozumiewają się nowomową BIPu. Ta formuła komunikacyjna jest przestarzała, nie zmieniła się od czasów reformy samorządowej sprzed niemal trzydziestu lat, a może nawet od czasów późnego PRLu. Teraz żyjemy już w innej epoce. Teraz trzeba odpowiadać po ludzku na najbardziej palące i drażniące kwestie. Słuchajcie, ludzie, mamy taki problem, jest coraz gorzej, coraz groźniej, dalej już tak nie można, bo zginiemy. Musimy razem coś z tym zrobić. Żebyśmy byli skuteczni, musimy być racjonalni, nie możemy dalej ignorować faktów i realnych problemów. Oczekujemy zrozumienia, bowiem sami staramy się wszystko jak najlepiej zrozumieć. Jednak nie trzeba przedłużać w nieskończoność fikcji konsultacji społecznych, bo wskutek tego rozwiązywanie palących problemów trwa latami. Dobra komunikacja jest podstawą zaufania. O tym, że władze miejskie mogą się komunikować ze swoimi mieszkańcami inaczej, można się przekonać, zaglądając choćby na stronę www Rybnika. Jednak aby komunikować, trzeba mieć coś do zakomunikowania, a cieszyńskim władzom samorządowym brakuje pocovidowej wizji kompleksowego rozwoju miasta.

Koronawirus wymusił, że 2021 rok zaczyna się bez fajerwerków, tłumów na imprezach masowych, hucznych zabaw i błyszczącego, balowego blichtru z szampanem, przebojami, cekinami i confetti. Mamy lockdown, zakaz przemieszczania się bez elementarnej potrzeby, ale przecież nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Może koronawirus czegoś nas jednak nauczył, może zmienił naszą perspektywę, uświadomił, że trzeba żyć inaczej, według inaczej ustawionych wartości. I trzeba lepiej zrozumieć nie tylko ten świat, ale i całą tzw. rzeczywistość. Tego może nas nauczyć czasowe zamknięcie i zdołowanie. Wychodząc na ulicę Głęboką w 2021 roku wolałbym, żeby kojarzyła mi się z głęboką, przeoraną świadomością ekologiczną i nowym, bardziej górnolotnym myśleniem o współistnieniu starego miasta z przyrodą. Jednak nie zanosi się na to. Lokalne władze chciały dobrze, ale wyjdzie tak, jak zwykle. No cóż, mimo to pozostaje wierzyć, ufać i mieć nadzieję, że 2021 rok będzie lepszy od poprzedniego, także w Cieszynie. Bo podobno właśnie w tym roku zaczyna się Era Wodnika.