„Mayday 2” – czyli ciąg dalszy kłopotów bigamisty

0
970
fot. Karin Dziadek
- reklama -

Farsa musi być szalona, tak jak łaskotanie, którego celem jest wywołanie szczerego i żywiołowego śmiechu.

„Małe dzieci – mały kłopot, duże dzieci – to dopiero kłopot”, wiedzą to wszyscy rodzice i boleśnie przekonuje się o tym John Smith, bohater jednej z najsłynniejszych fars wszechczasów . Premierowo, na deskach Polskiej Sceny Cieszyńskiego Teatru „Mayday 2”, zagościła 21 maja.

Geniusz fars Raya Cooneya polega na tym, że wymyślane przez niego, zabarwione absurdem zdarzenia są w pełni zrozumiałe na całym świecie. Stronią od wielkiej polityki skupiając się na warstwie obyczajowej, która – jak wiadomo – jest źródłem nieskończonych inspiracji do tworzenia przedziwnych relacji międzyludzkich, przeważnie zdziwaczałych, a przez to bardzo śmiesznych. Jego sztuki przypominają dzięki temu doskonale zestawione ze sobą puzzle, które wystarczy odpowiednio poukładać, by widzowie wręcz pokładali się ze śmiechu.

John Smith jest kochającym mężem. Pracuje jako kierowca taksówki w Londynie i wydawać by się mogło, że wiedzie spokojne, a nawet nudne życie. Nic bardziej mylnego. Już w pierwszej części „Mayday” przekonaliśmy się, że jego życie, choć na pozór normalne, różni się od standardu drobnym lecz istotnym szczegółem – ma dwie żony.
Podobnie jak w pierwszej części, londyński taksówkarz prowadzi podwójne życie i skwapliwie krząta się między dwoma domami i dwiema żonami – elegancką Barbarą i gospodarną Mary. Tym razem akcja koncentruje się jednak wokół dzieci z obydwu małżeństw Johna. Vicki i Gavin przypadkowo poznają się na internetowym czacie i zaintrygowani zbieżnością swoich nazwisk, postanawiają umówić się na randkę. John do spółki ze swoim wieloletnim sublokatorem i przyjacielem Stanleyem dwoi się i troi żeby nie dopuścić do spotkania, co powoduje lawinę komicznych wypadków.
Wysublimowane pomyłki, utrudnienia i związki przyczynowo-skutkowe – podobnie jak w pierwszej części, doprowadzają widza do regularnych ataków śmiechu i potężnego bólu brzucha. Rozdzwonione telefony pełne lubieżnych oddechów zboczeńców, egzaltacja Barbary i zacietrzewienie Mary, głupkowate miny Stanleya i gorączkowo miotający się w tym chaosie John – to wszystko stanowi niezastąpioną mieszankę wyśmienitego humoru. Trzeba jeszcze dodać błyskotliwe dialogi i wyborną grę aktorów, bo wbrew pozorom grać farsowo to wielka sztuka. Mayday sprawnie wyreżyserowany przez Karola Suszkę jest pełen pomysłów akcji, a widz bawi się wybornie. Nie ma zbędnych biegów, krzyków czy przerysowań postaci, co przy tak dużym nagromadzeniu scenek rodzajowych, intryg i nonsensów łatwo przytrafić się może. 

- reklama -

W rolę Johna Smitha wcielił się niezastąpiony mistrz cieszyńskiej komedii, Tomasz Kłaptocz, jego żonami są Małgorzat Pikus i Joanna Litwin. Niebagatelną rolę w spektaklu pełni Grzegorz Widera- jako lokator i wierny przyjaciel naszego taksówkarza, nieco gapowaty, a jednak pełen błyskotliwych pomysłów. To duet Panów wprawia ten spektakl w pęd, którego nie da się zatrzymać i którego nikt nie ma zamiaru zatrzymywać. Nadane tempo sprawia, że widz nie może się nudzić i jednocześnie nie może powstrzymać się od śmiechu. Na scenie można zobaczyć również grających gościnnie aktorów młodego pokolenia: Klaudię Gryboś i Pawła Bernadowskiego.

Tym razem to spektakl całkiem bezinteresowny. Oczekuje tylko śmiechu, niczego więcej od nas nie chce. Fajnie raz na jakiś czas zasmakować takiej bezwstydnej przyjemności.

Zapraszam do teatru.