Miłość w korporacji

0
1025
- reklama -

W kolejnych numerach Tramwaju będziecie Państwo śledzić historię mężczyzny, który odkrywa świat kobiet i związane z nimi uczucia, emocje i myśli. Janusz – bo tak ma na imię – podąża drogą intensywnego rozwoju poszukując szczęścia i spełnienia. Droga będzie długa, wyboista i pełna zaskakujących zwrotów akcji.

Popatrzymy na Janusza oczami jego samego, innych kobiet, współczesnej psychologii i Skrzatów. Skrzatów? – może ktoś zapytać zdziwiony. Tak – odpowiem i zachęcę do przyjęcia perspektywy tych mądrych stworzeń. Ich uczuciowość i życie erotyczne  jest tak odmienne od naszego ludzkiego doświadczenia, że skrzacia perspektywa stanie się cennym wkładem w dyskusję o tym, czym jest miłość, jakie są jej rodzaje lub etapy, od czego zależy szansa na zaznanie w tej kwestii spełnienia i jakie narządy lub narzędzia są w tym celu stosowane. Będą obrazki, erotyczne sceny i przekleństwa, długie zdania i skomplikowane terminy. Będą wizyty u psychologa i muzyka towarzysząca momentom dramatycznym. Będą piękne kobiety o różnych twarzach i temperamentach. Będzie Korporacja  i jej różne przestrzenie i zakamarki: kanciapa, ołpenspejs, korytarze i biuro zarzadu. Tym, którzy czytali historie Janusza w Gazecie Codziennej mogę obiecać dużo niespodzianek i dodatków. Już w kolejnym drugim odcinku pełna charakterystyka naszego bohatera sporządzona przez znanego z Magnolii Janusza Grażynę Balcerka.

A dzisiaj scena, od której się wszystko zaczęło. Cóż…początki bywają trudne.

„Gdy zaś przyjdzie to, co jest doskonałe, zniknie to, co jest tylko częściowe”.
Pierwszy list do Koryntian

- reklama -

GRAŻYNA

Grażyna myślała globalnie lecz kochać się chciała lokalnie. No może nie tyle kochać, bo miłość kojarzyła z czymś staromodnym o lamerskim wydźwięku; więc może nie tyle kochać, co „odbywać stosunki seksualne”. No może nie tyle „odbywać”, co „chcieć odbywać”, ponieważ uwięziona pomiędzy własnymi pragnieniami i ideologicznymi barierami nowoczesnej kobiety z korpo, do tej pory nie znalazła do tego okazji. Agresywny fallus penetrujący bezbronną waginę kojarzył jej się z uciskiem kobiet przez patriarchalny system stworzony przez mężczyzn. Mogła jeszcze – w drodze wyjątku – wziąć pod uwagę stosunek odpowiedzialny społecznie, lecz opcja ta napotykała na barierę braku partnera, podzielającego podobne jak ona wartości.

Nie znajdowała rozwiązania dręczącego ją dylematu. Ideologicznie mężczyzna był dla niej reprezentantem schyłkowego gatunku. Biologicznie był przaśnym ale jednak obiektem pożądania. Nie będąc w stanie się zdecydować, przez lata pozostawała w stanie błogosławionej czystości. „Jednakowoż dosyć już tego” – zdecydowała i wpadła na rewolucyjne i innowacyjne rozwiązanie.

JANUSZ

Janusz lękał się kobiet. Kojarzyły mu się z piersiami matki, a te były wielkie, zaprawdę powiadam wam wielkie i karmiące. Karmiły go, jednocześnie tłamsząc, przyciskając, biorąc w dwa ognie, pochłaniając, będąc źródłami przeciwstawnych pragnień i emocji. W konsekwencji doznania piersiowej traumy, stronił od realnych kobiet, zaspakajając się ssaniem własnego palca, aż przyszły dojrzalsze formy: ołówki, długopisy, lizaki i lody by finalnie odkryć różnego rodzaju butelki, buteleczki, butelczyny, bidony, baniaki, piersióweczki, które to w przeciwieństwie do elementów piórnika i spożywki, wypełnione były zawartością, która koiła rozliczne niepokoje. 

Lecz jak uczy doświadczenie naszego gatunku i matka psychologia również, biologiczny popęd nie zważając na trudne dzieciństwo, zaczął domagać się spełnienia w przeciwieństwie do samospełnienia, którego Janusz miał już wystarczająco dosyć.

Zmęczony wewnętrzną męką, postanowił ją ominąć w sposób zupełnie bezmyślny.

GRAŻYNA

Świat jest pełen zdecydowanych na wszystko kobiet – pomyślała odkrywczo Grażyna – lecz jakimś trafem do głowy przychodziły jej wyłącznie postacie filmowe, w tym przede wszystkim Sharon Stone. Słynna scena z „Nagiego instynktu” pobudziła wyobraźnie Grażyny wyznaczając behawioralny model zachowania z pominięciem dręczących ją dylematów.

„Będę jak Sharon” – pomyślała wyobrażając sobie siebie, jak zakłada nogę na nogę, będąc bez bielizny wierzchniej dolnej, czyli majtek po prostu i w owej chwili do spełnienia brakowało jej tylko jednego – obiektu pożądania.

Zdesperowana podniosła głowę i spojrzała ponad boksami zalegającymi korporację gdzie pracowała. Risercz był krótki „Niech będzie pierwszy jaki się napatoczy” – pomyślała – żadnego wykluczania społecznego; no i tym pierwszym okazał się Janusz z naprzeciwka, box w box, ciało z ciałem, psycha z psychem; anonimowy towarzysz korporacyjnej niedoli. Co prawda nieznaczny wąs Janusza rozkręcił niepokojącą fantazję, że mógłby ją posiąść w skarpetkach uwięzionych w sandałach. Na szczęście kubek latte obecny na januszowym blacie rozgonił dysonans i ukoił obawy.

„On ciż to on” – taka lamerska myśl jej przeszła przez głowę i zdecydowała, jak przystało na nowoczesną kobietę w ponowoczesnym świecie – „bzyknę go w kanciapie”. Uniosła się modelując ruchowo wyobrażeniem z „Nagiego instynktu”. 

„Będę jak Sharon, wyzwolona i pewna siebie” – pomyślała unosząc się ponad poziom boksów. Poczęstowała Janusza namiętnym spojrzeniem i skinęła mimiką w stronę kanciapy dając do zrozumienia okoliczności przyszłego spotkania.

Zanim odwróciła od niego wzrok, na samą chwilkę przed tym oderwaniem musnęła go słowami nie pozostawiając wątpliwości co do zawartych w nich intencji:

„Chodź… Janusz”

JANUSZ

Janusz postanowił pójść. Janusz postanowił pokonać własne słabości. Jednak Janusz jako Janusz mógł co najwyżej sprawnie podążyć z punktu A do punktu B, pod warunkiem, że oba znajdują się na tym samym piętrze. Zadanie, do którego zachęciła go Grażyna znajdowało się zdecydowanie poza obszarem jego możliwości. No chyba, że wcieli się w skórę jakiegoś bohatera jego ulubionych filmów akcji. Ta myśl zagnieździła się szybko w jego umyśle i jak koło ratunkowe wydobyła go z paraliżującej psychofizycznej impotencji.

Taki Arnold Schwarcenegger – przypuścił Janusz – nie miałby żadnego problemu z wykonaniem powierzonego przez Grażynę zadania, charakterystycznego – jak mniemał – dla filmów akcji.

„Będę jak Arnold”– pomyślał w przypływie odwagi – „złamie własny opór i wątpliwości niewiasty. Posiądę kobietę. Bez zbędnych emocji i wahań”. 

Janusz uniósł swoje body i modelując się na Arnolda podążył w stronę kanciapy.

GRAŻYNA

Usiadła na krześle, w cieniu wielkiego ksero. Słynna scena, w której Sharon Stone zakładała nogę na nogę czekała na swą kolejną, tym razem korporacyjną odsłonę. Kiedy klamka oddzielająca kanciapę od ołpenspejsu poruszyła się – co zwiastowało nadejście Janusza – Grażyna rozpoczęła przekładkę nogi. Na samym szczycie (gdy kolano dotknęło jej brody… no wiadomo, przesadziła odrobinkę) uświadomiła sobie, że w przeciwieństwie do Sharon, ma wciąż ubrane majtki. Chcąc dochować wierności oryginałowi, zatrzymała nogę próbując szybko pozbyć się bielizny lecz jak sobie możesz wyobrazić drogi czytelniku, Grażyna działała pod presją czasu, próbując dokonać czynności niemalże akrobatycznej, musiała się więc gdzieś podeprzeć a ruch, który wykonała był cokolwiek nerwowy. Chwyciła za najbliższą półkę a ta obciążona do granic możliwości segregatorami postanowiła się poddać po latach wiernego zwisania, co nie było dobrą wiadomością dla Grażyny. Zawaliła się uwalniając oczekujące na ten moment segregatory, grzebiąc pod sobą Grażynę, bieliznę o charakterze wierzchnim dolnym oraz marzenie o udanej miłości.

JANUSZ

„Bądź jak Arnold, jak prawdziwy Arnold, wejdź do kanciapy jak mężczyzna i nie daj się ponieść zwątpieniu w swoją męskość. Zdobądź kobietę i zapomnij o matce. Pokaż światu kim naprawdę jesteś w otchłani korporacyjnej duszy.”

Gotowy na wszystko, łącznie z rozwiązaniami siłowymi nacisnął klamkę i zajrzał do środka. Grażyna leżała na podłodze, kompletnie zglebiona, przyciskana coraz większą ilością walących się na nią segregatorów, które wbrew scenariuszowi postanowiły wedrzeć się do filmowej sceny i odegrać w niej decydującą rolę.

Janusz jak Arnold, zlustrował uważnie otoczenie. W ostatniej chwili przed wypowiedzeniem kultowej kwestii uzmysłowił sobie, że nigdy nie widział Arnolda w udanej sekwencji erotycznej. Lecz było już za późno. 

Niesiony siłą popkulturowej kalki, masą psychologicznego rozpędu, pochylił się nad Grażyną i rzekł:

„I’ll be back.”

Gdy wyszedł zamykając za sobą drzwi, słynna lecz niedoszła scena erotyczna ołpenspejsu należała już do przeszłości.