Słodko-gorzki bój o elitę pod Klimczokiem

0
937
- reklama -

Rozgrywki Nice I ligi nareszcie dobiegły końca. Miniony sezon brutalnie zweryfikował marzenia sympatyków z wielu polskich miast. O ile brak awansu w przypadku Grudziądza czy Chojnic dziwić nie może, o tyle w  Bielsku-Białej zawód musi być ogromny. Po spadku z Ekstraklasy drużynę należało posklejać na nowo, dlatego pojawiło się sporo nowych twarzy. Przyszedł także nowy trener − Dariusz Dźwigała, a postawionym przed nim celem był awans do najlepszej ligi świata (oczywiście polskiej Ekstraklasy) w ciągu 2 lat. „Górale” pod jego wodzą pierwsze spotkania wygrywali, ale jak się później okazało, tak wyglądały miłe złego początki. 

Z  każdym kolejnym meczem było coraz gorzej. Czarę goryczy przelała porażka ze Stalą Mielec u siebie. Klęska ta bolała szczególnie, gdyż wówczas miało miejsce huczne otwarcie stadionu, a, co gorsza, darmowe kiełbaski stanowiły większą atrakcję niż sam mecz. Po tym spotkaniu pod Klimczokiem podziękowano Dźwigale. Na jego miejscu pojawił się Ján Kocian, który w  przeciwieństwie do poprzednika nie pochlebiał swym podopiecznym na tyle nieudolnie, by dostrzegać zalety nawet wtedy, gdy z Neptuna dopatrzeć się można było nieprawidłowości. Cała runda jesienna przyprawiała fanów o dreszcze, w tym mecze z MKS Kluczbork czy Zniczem Pruszków. Mimo to Podbeskidzie zachowało szanse na awans, bo pozostałe zespoły również nie zachwycały, więc gra o tron (a właściwie dwa trony, bo dwa pierwsze miejsca zapewniały awans) trwała dalej. Runda wiosenna do pewnego momentu wyglądała przyzwoicie, ale… no właśnie − do pewnego momentu. Pamiętam mecze zarówno naprawdę dobre, jak i wybitnie słabe. Do tego przyczynili się zawodnicy, w większości niesamowicie zawodzący. Na szczęście oprócz nich w klubie pojawili się solidni gracze, np. Łukasz Sierpina, Robert Gumny czy Nermin Haskić. Ale co z  tego skoro minusy przesłaniały plusy? Gdyby poziom ligi był wyższy, nawet nie miałbym złudzeń, że Podbeskidzie może coś ugrać. Mimo to nadal się łudziłem, ponieważ zdarzały się mecze napawające optymizmem, przebłyski formy u przeciętnych piłkarzy, a nawet seria 10 spotkań z rzędu bez porażki. Wynik Podbeskidzia to jednak porażka, bo przy megasłabej konkurencji można było spokojnie zdziałać więcej, co pokazuje przykład Górnika Zabrze, który wszedł do elity, choć miejsce premiowane awansem okupował przez zaledwie 2 kolejki (na 34, które zostały rozegrane). Z pewnością 8. miejsce w Nice I ligi kibiców nie zadowala. Zadowalać natomiast powinno godne pożegnanie Marka Sokołowskiego i Darka Kołodzieja, klubowych legend zasługujących na najwyższe uznanie i szacunek. Owacja na stojąco wraz z pamiątkowymi koszulkami po prostu im się należały. Szkoda, że nie zrobiono podobnego pożegnania Robertowi Demjanowi. Słowak został odstawiony na boczny tor, jakby już zapomniano, iż kiedyś bardzo przyczynił się do obecności „Górali” w Ekstraklasie. Odejście jego, a także wcześniej wymienionych zawodników, którzy zrobili pierwszy w dziejach Bielska-Białej awans do Ekstraklasy, kończy pewną epokę. 

Wszystko ma swój początek i koniec. Koniec jednego może być jednak początkiem drugiego.

- reklama -