Trzyniec powalczy o mistrzostwo

0
1026
fot. Robert Kania
- reklama -

Być może słowa, że zakochałem się w tym regionie byłyby za mocne, ale bardzo dobrze czuję się na Śląsku Cieszyńskim – przyznaje pochodzący z Gdańska napastnik HC Oceláři Trzyniec, HC Frýdek-Místek oraz reprezentacji Polski.

Marcin Mońka: Grasz w dwóch zespołach, ekstraligowym HC Oceláři Trzyniec oraz I-ligowym HC Frýdek-Místek, który jest trzyniecką farmą. Która z ról bardziej Ci odpowiada – lidera we Frýdku czy napastnika czwartej formacji w Trzyńcu?

Aron Chmielewski: To bardzo trudne pytanie, dotyczące zarówno kwestii rozwojowych, finansowych, zdobywania doświadczenia oraz przede wszystkim walki o najwyższe cele. I ciężko na takie pytanie odpowiadać, bo każdy element w tej układance jest ważny. Jestem zadowolony z tego, że jadąc do klubu farmerskiego  mogę robić to, co robię, i zawsze chcę jak najlepiej wykonywać obowiązki. Trenerzy we Frýdku-Mistku chcą, abym był liderem zespołu i wpływał na jego grę. I na razie się to udaje. Przyjeżdżając z kolei do Trzyńca też chcę dać z siebie wszystko i zyskiwać doświadczenie. Swoje szanse staram się wykorzystywać, choć nie ma ich wiele. Na pewno jednak trenerzy widzą, że po dwóch latach pobytu w lidze czeskiej rozwinąłem się, i być może za jakiś czas będę grać jeszcze więcej. Choć wszyscy dobrze wiedzą, że w klubach ekstraligi jest ogromna konkurencja o miejsce w składzie.

MM: Na co w tym sezonie stać trzynieckich Stalowników?

- reklama -

ACH: Jestem w tym klubie trzeci sezon, i tak dobrego składu, jakim dysponuje klub w tym roku, jeszcze tutaj nie było. Stąd celem numer jeden jest walka o mistrzostwo kraju. Być może właśnie presja, z jaką na co dzień spotykają się zawodnicy sprawia, że nie zawsze osiągamy wyniki, które satysfakcjonowałyby zarówno nas – zawodników, jak i trenerów oraz kibiców. Mówiąc hokejowym żargonem – po prostu czasem nogi nam nie jadą. Rozmawialiśmy zresztą z trenerem na ten temat i byliśmy zgodni, że rzeczywiście jest lepiej, gdy słabszy okres gry zdarza się w trakcie sezonu, a nie w czasie play-offów. Wszystko dzieje się w głowach zawodników, jesteśmy znakomicie przygotowani, jednak być może gdzieś coś się w naszych głowach od czasu do czasu poluzuje. Zawsze przychodzi jednak czas, by wszystko z powrotem wróciło na swoje miejsce. Dlatego jestem przekonany, że w tym sezonie powalczymy o mistrzostwo.

MM: Bywasz postrzegany jako spokojny gracz, którego trudno wyprowadzić z równowagi. A jednak zdarzają się mecze, gdy poza hokejem na tafli lodowej musisz stoczyć pojedynek bokserski…

ACH: Nie jestem skory do bitek na lodzie, zdecydowanie bardziej interesuje mnie czysta gra i zdobywanie goli, ale gdy trzeba rzucić rękawice, to nie unikam takich gestów. Stąd też w tym sezonie publiczność we Frýdku-Mistku widziała mój pojedynek z zawodnikiem z Przerowa, który na lodzie pojawił się tylko po to, aby ze mną się bić. Czasami to taktyka trenerów, którzy wysyłają bitkarzy na lód, by atakując najlepszych strzelców osłabiać zespół rywala. Po to jednak trenuję na siłowni oraz od czasu do czasu boks, aby umieć się po prostu przed takimi atakami bronić.

MM: Kilka miesięcy temu na świat przyszła Noemi. Pojawienie się córki zmieniło Cię jako człowieka i sportowca?

ACH: Narodziny Noemi wpłynęły na mnie tak, że otrzymałem dodatkowe chęci do ciężkiej pracy, by zapewniać córce wszystko to, co jest jej potrzebne i niezbędne. Człowiek zyskuje świadomość, że rodzina się powiększyła i trzeba włożyć jeszcze więcej wysiłku, aby dać rodzinie bezpieczeństwo. Oczywiście zawsze miałem takie podejście do życia, teraz pojawiła się właśnie ta dodatkowa motywacja, by działać na więcej niż 100 procent możliwości.

Dla każdego sportowca bardzo istotny jest sen. I tu nastąpiła duża zmiana. Musiałem zapomnieć o tym, że można sobie dłużej pospać (śmiech). Ale z kolei zacząłem doceniać przespane noce – gdy mała fajnie śpi, również i my jesteśmy wówczas wyspani.

MM: Niedawno Noemi wypowiedziała pierwsze słowo. Pewnie ten „tata” sprawił Ci wiele radości…

ACH: Oczywiście, że tak. Ale zawdzięczam to zapewne żonie Paulinie, która bardzo często opowiada o mnie córce podczas mojej nieobecności w domu. Również gdy oglądają razem mecze, zawsze gdy pojawiam się na lodzie, Paulina stara się pokazać córce, jak tata gra. Myślę więc, że Noemi wciąż słyszy to słowo i dlatego je tak ładnie wymówiła (śmiech).

MM: W kwietniu reprezentacja Polski wystąpi na mistrzostwach świata w hokeju na lodzie. Po raz kolejny będzie walczyć na zapleczu światowej elity. Na co stać kadrę podczas tego turnieju?

ACH: Zawsze powtarzam, że celem każdych mistrzostw jest awans do grona najlepszych drużyn na świecie. Uważam jednak, że tegoroczne mistrzostwa będą najcięższe od kilku lat. Ze światowej elity spadły Węgry oraz Kazachstan, niezwykle zmotywowani by awansować będą Austriacy, którzy już w zeszłym roku chcieli szybko powrócić do grona najlepszych. To teoretycznie trzy silniejsze od nas zespoły. Do tego gospodarze – Ukraińcy, którzy na papierze są może od nas słabsi, ale będą grać przed własną publicznością. I Koreańczycy, którzy przed rokiem pokazali, że wzmocnieni graczami naturalizowanymi potrafią grać w hokej.

MM: Na Śląsku Cieszyńskim jesteś już trzeci rok. Wiele osób, które tutaj trafiają, szybko zakochują się w tym regionie. To również Twój przypadek?

ACH: Być może słowa, że zakochałem się w tym regionie byłyby za mocne, ale bardzo dobrze się tutaj czuję. Może sam Trzyniec nie jest najpiękniejszym miastem, bo przecież to przemysłowy ośrodek, ale wystarczy przecież kilkanaście minut podróży, by znaleźć w zupełnie innym świecie, pośród gór i natury. Mam tutaj już wielu znajomych i przyjaciół, i dzięki nim poznaję specyfikę każdego miejsca. 

Przed laty zakochałem się w Gdańsku, z którego pochodzę, w którym się urodziłem i wychowałem, potem moją miłością stał się Kraków, bo przecież w Cracovii występowałem przez kilka sezonów. Śląsk Cieszyński też zajmuje specjalne miejsce w moim sercu.