Płonące serce oświetli ci drogę. Полум’яне серце освітить твій шлях

0
710
- reklama -

Grudzień. Wigilia święta Bożego Narodzenia. Świat zamyka kolejny cykl i stoi u progu nowego kręgu. W powietrzu unosi się duch świąt. Można to dosłownie odczuć fizycznie. Na jarmarkach bożonarodzeniowych, przy aromacie grzanego wina i w objęciach bliskich. Miasta lśnią światłami udekorowanych witryn i choinek… Wszędzie, tylko nie w mojej Ukrainie.

Rok 2023 będzie pierwszym w życiu naszej rodziny, jak i wielu innych rodzin ukraińskich, który przywitamy przy świecach. Tylko nie dla świątecznego nastroju. Ale dlatego, że ta świeca teraz jest jedynym źródłem światła. Rok 2023 będzie pierwszym rokiem, w którym na skwerach ukraińskich miast nie zabłysną choinki i nie będziemy się kłócić przy świątecznym stole, czyja jest lepsza – w Odessie czy Lwowie. Większość rodzin nawet nie usiądzie przy tym stole. Jednak będziemy szczęśliwi. Bo choć nie jesteśmy razem, żyjemy i jesteśmy pełni nadziei.
„Żadna ciemność nie może przezwyciężyć ognia w sercach Ukraińców!” – takie patetyczne słowa przychodzą mi na myśl, kiedy widzę, co się dzieje w Ukrainie. Miasta i wsie, tysiące ludzi, którzy zostali bez oświetlenia, a miejscami nawet bez ogrzewania. Jednak, prawdopodobnie, najtrudniejszą rzeczą dla osoby XXI wieku jest brak możliwości kontaktu. Kiedy wysyłam wiadomość do domu i widzę, że nie została dostarczona, nie mogę myśleć o niczym innym, i ciągle patrzę w komórkę – czy połączenie już się pojawiło? Jeszcze nie? A teraz? Tak, wydaje się dostarczone! Co słychać?! I za każdym razem, kiedy pytam bliskich, jak sobie radzą, prawie zawsze słyszę te same słowa – „Damy radę. Nie martw się! Wodę podgrzaliśmy w garnku, jak włączyli prąd na godzinę i zdążyłyśmy naładować telefony, więc wszystko jest w porządku. Ziemniaki się gotują, mamy kapustę kiszoną. Nie martw się o nas i ubierz się ciepło, czy u Ciebie już jest śnieg?”
Skąd u was, Ukraińców, taki bezgraniczny optymizm? Często po takich rozmowach z rodziną czuję się taka bezwartościowa w swoim pragnieniu normalnych warunków życia. A także bezsilna, bo nie mogę ich uchronić przed tym horrorem. Dusza mnie boli, a serce pragnie przytulić bliskich. Staram się skupić na codziennych sprawach i pracy. Co wcale nie jest takie łatwe. Znowu sprawdzam komórkę – nadal nie ma kontaktu… Tylko wiem, że poradzą sobie i z zimnem, i z ciemnością. Wiecie dlaczego? Teraz wam powiem. Urodziny mojej przyjaciółki są za dwa dni. Jest tu, ze mną, w Cieszynie. Moje myśli są tak daleko stąd, że prawie zapomniałam o ważnej dacie, nie mówiąc już o czasie, aby pomyśleć o prezencie. I wtedy dostaję wiadomość od jej męża, który jest teraz w Ukrainie. Po masowym ataku przeprowadzonym przez Rosję
15 listopada są ciągłe problemy z komunikacją. Znajduje jednak chwilę i szybko pisze, że chciałby zamówić kwiaty dla żony w prezencie, ale martwi się, że z powodu ciągłych przerw w dostawie prądu i internetu nie zdąży tego zorganizować na czas. Słyszycie? Nie przejmuje się własnym komfortem, a raczej całkowitym jego brakiem. Martwi się, czy zdąży dostarczyć ukochanej kwiaty na urodziny! To jest miłość.
W pociągu z Przemyśla do Katowic spotkałam kobietę. Do Polski przyjechała odwiedzić córkę i wnuczkę. Zaczęły rozmawiać: „Zamierza pani spędzić zimę z córką?” – pytam. A ona odpowiada – „Ale co tam! Mam gospodarkę! Kurczaki, króliki, komu ich zostawię? Jadę na tydzień, przytulić wnuczkę, pomóc trochę mojej córce i z powrotem do domu!”. Ja na to: „Ale jest zimno, nie ma prądu”. „To drobiazgi – odpowiada. – Niech by ten pasożyt na Kremlu już zdechł, a my jakoś damy sobie rady! Spróbuj lepiej jabłka z mojego ogrodu”. To jest odpowiedzialność.
Droga z Odessy do Przemyśla jest długa. Wcześniej nie lubiłam wdawać się w rozmowy z sąsiadami z przedziału, ale ostatnio te rozmowy stały się ważne. W spokojnych czasach było to raczej przelewanie z pustego w próżne. Teraz te rozmowy nabrały innego sensu, można powiedzieć terapeutycznego. Długo nie mogłam wyrzucić z głowy kobiety, która jechała do Ukrainy. W nocy wsiadła do pociągu we Lwowie. Prawie zasnęłam, ale sen w pociągu jest płytki i w pewnym momencie zdałam sobie sprawę, że moja sąsiadka płacze. Długo byłam zła na nią, że nie śpi. Na siebie, że nie umiem zasnąć. W końcu nie wytrzymałam i przemówiłam do niej. Okazało się, że od ponad 10 lat mieszka za granicą i pierwszy raz od początku wojny jedzie do domu do matki. Ojca i brata już nie zdążyła przytulić. Zginęli na wojnie… Rozmawiały prawie całą noc. Dokładniej mówiąc, byłam bardziej słuchaczką, ponieważ zrozumiałam, że moja przypadkowa znajoma rozpaczliwie potrzebuje mówić. I wiecie co martwiło ją najbardziej? Nie zapłakać, kiedy zobaczy się ze swoją matkę, żeby jej nie stresować. To jest troska.
Nie tylko pasażerowie potrzebują rozmowy. Podczas kolejnej podróży pociągiem Odessa-Przemyśl nieoczekiwane wywiązała się rozmowa pomiędzy mną i konduktorem. Pytałam go o pociągi ewakuacyjne, kiedy trzeba było wywozić ludzi z terenów okupowanych pod ostrzałem. Czy było strasznie? Zapytam, czy wielu pracowników odeszło z pracy z powodu zagrożenia życia i ciągłego napięcia. „Nie za dużo. Jeśli odeszli z kolei, to raczej ze względu na służbę w Siłach Zbrojnych – odpowiada mój rozmówca – W pierwszych miesiącach było oczywiście trudno, ludzie się bali, nie było warunków, jechaliśmy w noc w zupełnych ciemnościach, ale nie mogliśmy pozwolić sobie na utratę ducha. Wręcz przeciwnie, starali się wspierać naszych pasażerów. I jak tu wyjść z pracy? A kto po drodze przyniesie herbatę i zabawi rozmową (śmiech)?”
A tak naprawdę, kto? Kto jak nie my sami musimy pielęgnować miłość, troskę, odpowiedzialność i hart ducha. Wspierać się nawzajem tam, gdzie to możliwe i w taki sposób, w jaki jest to możliwe. Gdziekolwiek jesteśmy, pamiętajmy, że jesteśmy Ukraińcami. Niezniszczalnym i niezależnym narodem. Na pewno wygramy tę wojnę, bo wspiera nas cały świat, a racja jest po naszej stronie. I żadna ciemność i zima nie zgaszą płomienia naszych serc.

……………………………………………………………….

Полум’яне серце освітить твій шлях

- reklama -

Переддень світлого свята Різдва Христового. Світ завершує черговий цикл і стоїть на порозі нового кругу. У повітрі витає свято. Його можна буквально відчути фізично. На різдвяних ярмарках, з ароматом глінтвейну і в обіймах близьких.
Міста сяють вогнями прикрашених вітрин і новорічних ялинок. Десь інде. Лише не
в моїй Україні.
Рік 2023 стане першим у житті нашої сім’ї, як і багатьох інших українських родин, який ми зустрінемо при світлі свічок. Тільки не тому, що атмосферно. А тому, що це єдине джерело освітлення.
Рік 2023 стане першим, коли на площах українських міст не сяятимуть ялинки і ми не будемо сперечатися чия цього року краща – Одеська чи Львівська. Більшість родин навіть не будуть сидіти за одним столом. Але всі ми будемо радіти. Бо хоч ми і не разом, але живі і сповнені надії.
“Вогонь у серцях українців не здолає жодна темрява!” – такі патетичні слова приходять на думку, коли намагаюсь осягнути ситуацію, що зараз відбувається в Україні. Міста і села, тисячі людей, що залишилися без освітлення, а подекуди і тепла.
Та, напевно, найважче для людини 21го століття залишитися без зв’язку. Коли я надсилаю повідомлення додому і бачу, що їх не доставлено, ні про що інше думати вже не можу. І далі нервовий, що кілька хвилинний моніторинг чи з’явився вже зв’язок – “Ще не дійшло? А зараз? Далі ні? Ось, здається доставлено! Ну що там у вас, що?!”
Але щоразу, коли я запитую рідних, як вони собі радять, у відповідь майже завжди ті самі слова – “Та нормально ми. Воду нагріли у каструлі; як дали світло на годинку, то швидко телефони зарядили, так що все добре. Картоплі наварили, капусту маємо квашену. Свічок не треба, ще вистачає. Не хвилюйся за нас і тепло одягайся, у вас там сніг уже?” Та звідки ж у вас, українці, такий безмежний оптимізм?
Часто після таких розмов із сім’єю почуваю себе такою нікчемною в своєму прагненні нормальних умов для існування. А ще безсильною, бо не можу їх забрати з того жаху.
І тоді душа болить, а серце тягнеться обійняти рідних. Намагаюся зосередитися на повсякденних речах і роботі. Що дається не так просто, як хотілося б. Ось і зараз… Вкотре перевіряю месенджери – зв’язку з рідними все ще немає… Але я знаю, що вони справляться і з холодом, і з темрявою. Знаєте чому? Я розповім вам.
У моєї подруги за два дні день народження. Вона тут, зі мною, у Цешині. Але мої думки так далеко звідси, що я мало не забула про святкову дату, а що вже казати про час на обдумування подарунка. І тут мені приходить повідомлення від її чоловіка, що зараз в Україні. Після масового удару що здійснила росія 15 листопада зі зв’язком
постійні проблеми. Але він знаходить якийсь момент, і швидко пише, що хотів би дружині замовити квіти у подарунок, але переймається, що через постійні перебої з електроенергією та інтернетом, йому не вдасться це вчасно організувати. Тобто, ви розумієте? Його не переймає його власний комфорт, точніше його повна відсутність.
Він хвилюється, щоб його коханій вчасно доставили квіти у день її народження!
Це про кохання.
Або ось ще: у потязі з Пшемислю до Катовіц познайомилася з жінкою. Вона приїхала у Польщу до доньки і внучки. Розговорилися. “До доньки зимувати їдете?”, – питаю. На що вона мені – “Та яке там! У мене ж господарка. Кури, кролики, на кого ж я їх залишу? На тиждень, внучку обійняти, дочці трохи допомогти і додому!”. Але ж холодно, кажу, світла немає, – “Дрібниці, – каже вона мені, – хай би той паразит в кремлі вже здох швидше, а ми якось переживемо! Ось, краще яблучко
з мого саду скуштуйте.”
Це про відповідальність.
Дорога з Одеси до Пшемислю довга. Раніше не любила включатися у розмови із сусідами по купе, але останнім часом ці розмови стали важливими. Раніше, у спокійні часи, це скоріше було переливання з пустого в порожнє, щоб вбити час. Тепер це щось на кшталт терапії.
Довгий час мені не йшла з голови жінка, що їхала в Україну. Вона підсіла у потяг у Львові, вночі. Я вже майже спала, але у поїзді сон чуткий, і в якийсь момент я зрозуміла, що моя сусідка плаче. Я довго злилася на неї що їй не спиться, сама на себе, що не можу абстрагуватися і заснути. Врешті не витримала і заговорила
з нею. Виявилося, що вона вже більш як 10 років живе за кордоном і зараз вперше від початку війни їде додому, щоб побачити матір. Батька і брата уже не встигла обійняти… Ми проговорили майже всю ніч. Точніше, я більше була слухачем, бо розуміла, що моїй випадковій знайомій вкрай необхідно виговоритися. І знаєте, що її найбільше переймало? Не розплакатися, коли побачить маму, щоб та не хвилювалася занадто.
Це про турботливість.
Не завжди лише пасажирам хочеться виговоритися. Під час чергового вояжу потягом Одеса-Пшемисль розговорилися з провідником. Розпитую про евакуаційні рейси, коли доводилося вивозити людей з окупованих територій, під обстрілами. Питаю чи багато працівників покинули роботу через небезпеку і постійне напруження. “Та ні, не багато. Якщо й покидали залізницю, то радше заради служби в ЗСУ – відповідає мій співрозмовник, – У перші місяці, звісно, важко було, люди налякані, умов ніяких, їдемо вночі у повній темряві, але не можливо було дозволити собі падати духом. Навпаки, старалися підтримувати наших пасажирів. Та і як тут покинеш роботу. А хто ж буде вам чай у дорозі приносити і розмовами розважати (сміється)?”
Це про незламність.
А й справді, хто? Хто, як не ми самі, повинні плекати в собі любов, турботу, відповідальність та присутність духу. Підтримувати одне одного там, де це можливо, і у той спосіб, який можливий. Де б ми не були, пам’ятати, що ми українці. Незламні та незалежні. Ми обов’язково переможемо у цій війні, бо нас підтримує світ і правда на нашому боці. І жодна темрява і холод не згасять полум’я наших сердець!