Najpierw zaprzyjaźniła się z moją mamą, a potem, gdy mama odeszła, postanowiła zaprzyjaźnić się ze mną. Zamieszkałyśmy więc razem.
– Mama by tak chciała – powiedziałam, a ona przyjęła to do wiadomości. Zresztą nie miałaby się chyba gdzie podziać. Mieszkała w tym miejscu już jakiś czas, miała swoje rzeczy, wydeptane ścieżki. Początkowo była niepewna i nieufna. Nie znała mnie za dobrze, tylko troszkę, dotychczas byłam przecież gościem, kimś, kto przychodzi i odchodzi, ale krok za krokiem zdobyłam jej zaufanie. Czasem, gdy siadała koło mnie, czułam jej pachnący migdałami oddech. Niekiedy w dzień skradała mi się za plecami. Któregoś razu jednak wreszcie usiadła naprzeciwko i popatrzyła mi prosto w oczy. A potem mnie dotknęła. Delikatnie, spokojnie, miękko. Poczułam jej miłość i stałyśmy się nierozłączne, dniem i nocą.
A teraz tak ciężko oddychała, jej ciało drżało. Przykro było tego słuchać, boleśnie na to patrzeć, poza tym straciła apetyt, więc poszłyśmy do przychodni. Zlecono badania. Pobieranie krwi. Mierzenie temperatury, zaglądanie do gardła. I zalecenie – trzeba szybko leczyć, trzeba podać kroplówki. Muszę ją zostawić w szpitalu. Tak trzeba, będzie miała dobrą opiekę.
Nie mogłam sobie bez niej znaleźć miejsca. Myślałam o tym, że lubiła wyglądać przez okno. A potem ganiłam się za ten czas przeszły. Nie lubiła. Lubi. Lubi patrzeć przez okno. Uwielbia nasturcje. Zielone liście pasują do jej dużych oczu. W ogóle w zielonym jej ładnie. Czasem patrzy tak z ukradka, jakby mnie sprawdzała. A potem mruga. Ma poczucie humoru. Stuka w klawiaturę, zostawioną na biurku, dając mi do zrozumienia, że ona już wstała i zaczęła dzień. Teraz każdy dzień zaczynał się pusto i spałam za długo, aż zaczynała boleć mnie głowa.
Codziennie ją odwiedzałam. Kolejne badania, kroplówki, a w tych kroplówkach kropelki nadziei. Może już jutro usłyszę, że jest dobrze albo, że chociaż jest troszkę lepiej. Ale to jutro wciąż przesuwało się dalej i dalej. A potem lekarz powiedział, że bardzo mu przykro, ale jedyne, co można jeszcze zrobić, to dalej dawać kroplówki, ale już niekoniecznie w szpitalu. Miejsca tu jest za mało, poza tym mają właśnie remont.
Zabrałam ją do domu. Rano i wieczorem wkłuwałam igłę i podawałam jej tę kroplówkę, a potem leżałyśmy tak twarzą w twarz. Czasem dotykałyśmy się nosami. Widziałam wtedy w jej oczach własne, trochę krzywe odbicie. Był w tych oczach smutek, ale
i spokój. Bo przecież byłyśmy razem. Aż któregoś dnia pojawił się w nich cień rezygnacji, którego wcześniej nie było. Następnego dnia był jeszcze większy. Pojechałyśmy taksówką. Lekarz znów powiedział, że jest mu bardzo przykro. Poprosiłam więc, aby zrobił to, co trzeba zrobić. Oczywiście, odpowiedział, może pani wyjść, dodał. Nie. Nie chciałam. Leżałyśmy nos w nos, a cień w zielonych oczach rósł jak szalony.
– To już – powiedział lekarz – Już po wszystkim.
Położyłam dłoń na jej piersi. Poczułam delikatne stukanie, jakby ktoś pukał i mówił, wypuść mnie. Wypuść mnie, bo chcę już wyjść.
– Serce jej bije – powiedziałam zdziwiona.
– Nie. Zapadają się pęcherzyki płucne, proszę pani. Ona już nie żyje. To tak samo jak u nas.
– Jak u nas – powtórzyłam, a weterynarz zabrał spod moich rąk drobne, czarne, wciąż jeszcze ciepłe ciałko. Uszy sterczały jak wtedy, gdy na parapecie za oknem bezczelnie skakały wróble.
Jak ma sobie poradzić człowiek sam w pustym mieszkaniu?
„Zwierzę, jako istota żyjąca, zdolna do odczuwania cierpienia, nie jest rzeczą. Człowiek jest mu winien poszanowanie, ochronę i opiekę” – jest to cytat z art.1 Ustawy
o ochronie zwierząt.
Eutanazja to słowo pochodzące z języka greckiego oznacza dobrą śmierć. Niosącą ulgę w cierpieniu.
Zgodnie z polskim prawem można uśpić psa cierpiącego na nieuleczalną chorobę lub takiego, który w wyniku wypadku poniósł szkody na zdrowiu i nie rokuje żadnych nadziei. Od dwóch lat nie wolno usypiać psów tylko z powodu ich bezdomności. Nie stosuje się jej w przypadku, gdy właściciel chce pozbyć się psa bo np. zmienia miejsce zamieszkania i nie może zabrać go ze sobą.
Często staramy sie leczyć naszego pupila, mimo iż nie rokuje on nadziei powrotu do zdrowia, trudno nam zaakceptować fakt, że nasz wielki przyjaciel odchodzi. Eutanazja jest w takim przypadku miłosierdziem i świadectwem odpowiedzialności na życie psiego przyjaciela.
Przebieg eutanazji jest dla psa bezbolesny. Psu zostaje podany środek usypiający na podobieństwo narkozy przy operacji, po czym podaje mu się lek zatrzymujący stopniowo czynności życiowe. Pies odchodzi na naszych rękach, śpiąc.
Ciało naszego pupila możemy zostawic u weterynarza lub pochować na cmentarzu dla psów. Nie wolno grzebać zwierząt w przydomowych ogródkach lub lesie. Są za to kary. Koszt eutanazji to około 120 zł.
Strata pupila jest dotkliwa i nie należy się wstydzić łez i uczucia pustki, jakie po sobie pozostawia. Na zawsze pozostanie w waszych sercach, a lata, które z nim spedziliśmy, będziemy wspominać jako jedne z najlepszych.