Ratowanie świata w Cieszynie

0
1338
- reklama -

W tym roku wcześniej niż w poprzednich latach przyleciały niektóre ptaki i na cieszyński rynek wcześniej zjechały się food trucki. Wiosna w naszej szerokości geograficznej rozpędza się jednak powoli, stopniowo, dwa kroki do przodu, krok do tyłu. Trochę tanecznie, trochę skokowo. W marcu oznaki wiosny są wyraźne, jako w niebie, tak i na ziemi, jako w elektronicznych mediach, tak i w galeriach handlowych. Sezon zimowy finiszuje, kiedy kończą się zawody pucharu świata w skokach narciarskich, a zaczynają się zawody Grand Prix Formuły 1. W dzień inauguracji zawodów Formuły 1 w Australii zaczęły się też rajdy samochodów i motocykli na ulicach starego Cieszyna. Wiosna w Cieszynie to mniej czarnych dymów z kamienic w śródmieściu, ale za to więcej spalin z samochodów, motocykli i quadów, które też ostatnio bez problemu wjeżdżają do zabytkowego śródmieścia.

W okolicach Dnia Kobiet w bardziej nasłonecznionych miejscach magnolie wypuściły pąki, a lasek miejski na poziomie ściółki zaczął się zielenić od liści dzikiego czosnku. Nad Młynówką jęły polatywać pierwsze żółte motylki, wypełzły pierwsze boże krówki, wśród bezlistnych jeszcze drzew mocniej gwizdały ptaszki. I bardzo byłoby przyjemnie w Lasku Miejskim iść sobie wzdłuż Młynówki, gdyby w jej leniwym, spowolnionym przez zalegające liście nurcie, nie sterczały plastikowe flaszki. No właśnie: jak cudna i radosna byłaby wiosna w Cieszynie, gdyby nie spaliny, wieczorne czarne dymy i plastik. I choć mamy znowu czas letni, choć w dzień temperatury dochodzą nawet do 20 st. C, wieczorem z kominów nad ulicą Głęboką, Górnym Rynkiem, Wyższą Bramą i Stalmacha nadal snują się czarne, trujące dymy. W pierwszy piątek kwietnia o zmierzchu wracaliśmy z moją żoną z wernisażu wystawy koreańskiej grafiki użytkowej ulicą Głęboką i musieliśmy stamtąd uciec koło Rossmana w bok, żeby się nie nałykać trucizny spadającej nam na głowy i wdzierającej się do płuc z drobinkami czarnego dymu. O ile od czarnego dymu można jeszcze uciec, o tyle od plastiku uciec trudno. Plastikowa zaraza to nie tylko plastikowe, głównie jednorazowe opakowania, woreczki foliowe, reklamówki, kubki do kawy, rurki do napojów chłodzących, butelki z gazowaną wodą. Doszło do tego, że plastik sterczy zewsząd i – jak udowodnili naukowcy – choć nie od razu go widać – osacza nas z każdej strony. Jest wszędzie, w postaci mikrodrobin plastiku nawet w wodzie, która cieknie z kranu. Mikrodrobiny plastiku to produkt rozkładu plastiku w środowisku naturalnym. Wytwarza się właśnie z tych plastikowych butelek zalegających na dnie Młynówki. Ale mikrodrobiny plastiku dodaje się także celowo do kosmetyków, środków pielęgnacji ciała, detergentów i środków czyszczących. Wszystko to potem spływa ściekami do wód gruntowych i rzek. Mikrodrobiny plastiku uwalniają się także podczas produkcji tekstyliów, produkcji i zużywania farb czy opon. Są także w niedopałkach papierosów. Co więcej, uwalniają się nawet w wodzie mineralnej, którą kupujemy w plastikowych butelkach składowanych w sześciopakach w sklepach spożywczych. Na świecie produkuje się 380 milionów ton plastiku rocznie. Na stronie internetowej Parlamentu Europejskiego wyczytałem, że w Unii Europejskiej powstaje rocznie 26 milionów ton odpadów z tworzyw sztucznych. Tylko niecałe 30 % tej masy jest poddawane recyklingowi, ale zapotrzebowanie na recyklowany plastik w europejskiej gospodarce jest bardzo niskie. Reszta odpadów z tworzyw sztucznych jest spalana i wdychamy ją ze spalinami, chodząc po mieście albo po prostu niefrasobliwie porzucana na tzw. łonie przyrody i wtedy sterczy w wodzie, nad wodą, pod drzewami i na trawie. I Unia Europejska zamierza stanowczo to zmienić, niedawno określiła w tej sprawie swoją strategię, którą miałyby realizować wszystkie państwa Unii i wszyscy jej obywatele, czyli my.
W sprawie węgla i plastiku Unia Europejska ma na szczęście jasne stanowisko i swoją strategię, lecz unijne państwa narodowe często takiej strategii nie mają, nie chcą jej mieć albo wręcz unijną strategię sabotują, jak to czyni obecnie Polska, która upiera się przy zabójczym węglu do tego stopnia, że aż kupuje go z Rosji. Swoich strategii wobec zagrożeń klimatycznych zazwyczaj też nie mają samorządowe władze lokalne. Nie ma takiej strategii także w Cieszynie. Zamiast strategii są apele. Wiosną władze miejskie Cieszyna, które znowu ostatnio podwyższyły opłaty za wywóz śmieci, wzywają wszystkich mieszkańców do sprzątania miasta. Zadbajmy o Cieszyn – słychać apel z cieszyńskiego Ratusza. O czystość i porządek w naszym mieście powinniśmy dbać wszyscy razem – przekonuje Pani Burmistrz. Ale urzędnicy z Ratusza nie motywują swoich apeli ostrym kryzysem ekologicznym czy grożącą nam katastrofą klimatyczną, lecz względami estetycznymi. Niech tam sobie globalne katastrofy klimatyczne gdzieś szaleją, byle u nas było ładnie, wygodnie, spokojnie i po naszymu. Ma być czysto, przestrzeń miasta ma cieszyć oko mieszkańca i ewentualnego turysty. Trzeba poprawić wizerunek miasta. To stara śpiewka. Na wiosnę organizuje się więc akcje sprzątania, ale to tylko kosmetyczne zabiegi, nie ma postępu w sprawach dla miasta fundamentalnych. Miasto nadal pogrąża się w wyziewach, spalinach, chemicznych i plastikowych odpadach. Czyżby nie miało to nic wspólnego z globalnymi zagrożeniami klimatycznymi? Przez Ogród Dwóch Brzegów i zabytkowe śródmieście nadal przejeżdżają tiry, rajdowcy na różnych pojazdach zmotoryzowanych bez problemu, pod ochroną straży miejskiej, policji i z przyzwoleniem urzędników wjeżdżają na ulice i place starego miasta, które powinny być zamknięte jeżeli nie dla wszelkich pojazdów zmotoryzowanych, to przynajmniej dla tych z silnikami diesla. I to jest znacznie poważniejszy problem niż miejskie mankamenty estetyczne. Miasto będzie bardziej estetyczne, jeśli będzie w nim mniej samochodów, a więcej drzew, krzewów, zieleni i kwiatów. Przede wszystkim jednak będzie zdrowsze. Nadrzędną, fundamentalną potrzebą jest ograniczenie zanieczyszczenia powietrza, wody i ziemi. I przyjmując takie priorytety, trzeba nie tylko apelować, lecz bić na alarm i działać na rzecz mieszkańców poprzez wprowadzanie w życie rozsądnych, odważnych decyzji. Nie proekologiczne, okazjonalne wiosenne zrywy mieszkańców, lecz przede wszystkim systemowe, zintegrowane, oparte na rzetelnych założeniach działania lokalnej administracji mogą poprawić sytuację, która jest groźna dla zdrowia i życia mieszkańców miasta. Program ochrony przyrody i plan gospodarki niskoemisyjnej to za mało. Wobec zaburzeń klimatycznych i katastrofalnego zanieczyszczenia środowiska naturalnego również władze lokalne powinny zradykalizować swoją politykę w dziedzinie przeciwdziałania tym zagrożeniom. Władze lokalne mają prawo apelować do mieszkańców o mobilizację w sprawie czystości środowiska, ale najpierw i przede wszystkim same muszą wykonać niezbędną pracę w tej dziedzinie. Nie mogą przerzucać swoich problemów, które często same wytwarzają swoją krótkowzroczną, nieracjonalną i opieszałą polityką, na barki mieszkańców. Dla dobra swoich wyborców władze lokalne powinny wymuszać odpowiednie decyzje na władzach państwowych. W sprawie czystego środowiska powinny też zwrócić się wpierw choćby do lokalnego biznesu, a dopiero w następnej kolejności do mieszkańców. A mieszkańcy też już od dawna powinni być bardziej świadomi ekologicznie. Ale kształtowaniu tej świadomości w dostatecznym stopniu nie sprzyjają, niestety, ani lokalne władze samorządowe, ani podległe im szkoły. Czy młodzież cieszyńskich szkół, która nie przystąpiła do europejskich wagarów klimatycznych, nie mogłaby jednak sprzątania plastikowych odpadów nad Olzą i Młynówką organizować częściej, regularniej, bardziej metodycznie i systematycznie? Czy nauczyciele nie mogliby zaświecić uczniom przykładem bez czekania na sygnał ze strony władz miejskich? A może uczniowie cieszyńskich szkół ponadpodstawowych nie mają motywacji, żeby sprzątać Cieszyn, skoro większość z nich dojeżdża do szkoły spoza Cieszyna? Może nauczyciele podczas strajku płacowego mogliby też posprzątać ze śmieci i plastiku okolice swojej szkoły? Wtedy ich postawa wzbudziłaby większe zaufanie społeczne. Dobrze by było, żeby też do swojego nauczania wprowadzili wreszcie elementy proekologicznego wychowania. Urzędnicy i nauczyciele powinni dawać przykład i tłumaczyć, dlaczego to jest ważne i że u nas też można ratować świat przed katastrofą.
Hola hola, może ktoś zakrzyknąć, to przecież nie jest tak, że nic się w sprawie ratowania świata w Cieszynie nie robi. Na przykład, powie ktoś, buduje się sieć cieplną przy ulicy Głębokiej. Owszem owszem tak, tak, tak, ale szczerze mówiąc nie wierzę, że w styczniu przyszłego roku będzie przez to w mieście mniejszy smog i przejście ulicą Głęboką pod koniec przyszłej zimy będzie mniej trujące niż o tej porze w tym roku? Budowa sieci ciepłowniczej na Głębokiej była dobrą okazją do rozpoczęcia wyłączania śródmieścia z całkowitego ruchu samochodowego ( tylko dojazd do posesji i samochody dostawcze w określonych godzinach za zezwoleniami), ale nic takiego się nie stało i teraz tylko jest więcej samochodów na Menniczej i Placu Teatralnym. Czyli polityka miasta generalnie się nie zmienia. W mieście nie ma klimatu, nastroju i konceptu, które by sprzyjały ratowaniu świata. Na Rynek w Cieszynie uporczywie wpuszcza się food trucki, a to przecież też samochody z silnikami diesla. A potem stoją tam stragany jarmarku wielkanocnego, gdzie handluje się głównie plastikiem i tworzywami sztucznymi. Plastikowymi jajami. Miasto, które miałoby antyplastikową strategię, nie wpuściłoby takich handlarzy plastikowymi jajami na Rynek. Cieszyński Jarmark Wielkanocny był w rzeczywistości Jarmarkiem Plastiku i Tworzyw Sztucznych.
W ratowanie świata na gruncie cieszyńskim powinni się włączyć także tutejsi przedsiębiorcy, również spółdzielcy i kupcy. Spoczywa na nich wielka odpowiedzialność, czego chyba niekoniecznie są świadomi. A misja ratowania świata to wielkie wyzwanie, które wymaga świadomości, odpowiedzialności, wiary i determinacji, a także, niestety, pewnych kosztów, które świadomy ekologicznie handlowiec byłby gotów w imię ratowania świata dzielić z klientem. Czasami się wydaje, że już jesteśmy blisko tej pozytywnej, ratunkowej zmiany. Na przykład w spożywczym sklepie PSS „Społem” przy ulicy Regera niektóre ziemniaki sprzedaje się od jakiegoś czasu w ditach (tym, co nie wiedzą, co to jest dita, tłumaczę, że jest to po naszymu papierowa torebka) z szarego papieru. I to jest piękne, a nawet ekologiczne. Ale niepiękne, nieekologiczne i niezdrowe jest to, że ziemniaki tak oferowane w Konzumie przy ul. Regera są w większości zepsute, mają wiele czarnych i brunatnych miejsc, rozwija się w nich zaraza, trzeba je więc wyrzucić. Przestałem więc kupować ziemniaki w ekologicznych, nostalgicznych ditach, bo większość kartofli trzeba potem wyrzucić na śmieci. Poza tym szkoda dity. I tu można by skierować do Pani Prezes PSS „Społem” w Cieszynie, która sobie spokojnie siedzi w swoim biurze z widokiem na Rynek z Ratuszem i Florianem, skąd są te ziemniaki, jakiej są świeżości i jakości, i czy któraś z pań podległych Pani Prezes to kontroluje? Tadeusz Reger, zasłużony sto lat temu działacz socjalistyczny i patriotyczny, który bardzo popierał rozwój ruchu spółdzielczego w Cieszynie, byłby bardzo niezadowolony z takiej oferty Konzumu Robotniczego i uznałby to za przejaw niebezpiecznej i  szkodliwej dla cieszynioków polityki. PSS „Społem” wyremontował sklep spożywczy na rogu Górnego Rynku i Limanowskiego. Szkoda, że Szanowna Pani Prezes nie wpadła na pomysł, żeby przynajmniej część przestrzeni tego sklepu przeznaczyć na sprzedaż produktów spożywczych bez opakowań. Takich sklepów jest coraz więcej na Zachodzie, nawet w Czechach. Do takiego sklepu przychodzi się z ditą albo szklanym słoikiem i kupuje się, co trzeba, niemal tak, jak to bywało hańdowni, co najmniej pięćdziesiąt lat temu, w wiejskich sklepach spożywczych, gdzie prawie wszystko sypało się do dit prosto z worków albo owijało szarym lub białym papierem. I nie było wtedy plastiku. Może na stulecie swojego istnienia w Cieszynie PSS „Społem” założyłby taki sklep gdzieś w okolicy Rynku, taki magazyn, gdzie wszystko można byłoby kupić bez plastikowych opakowań. Można na to dostać kasę z Unii. Cieszyn to stare, europejskie miasto. Dlatego dobry cieszyniok miałby iść do wyborów do Parlamentu Europejskiego i wybrać sobie oświeconego, prounijnego europarlamentarzystę.
I właśnie taki mi się na wiosnę marzy europejski, wolny, cywilizowany i kulturalny Cieszyn. Bez food tracków i hałaśliwych rajdowców na Rynku i Wyższej Bramie, bez TIRów i innych diesli niszczących zdrowie mieszkańców i zabytkowe mury, bez samochodów od kościoła ewangelickiego aż do Wzgórza Zamkowego. A jeżeli już z samochodami, to z elektrycznymi. I bez parkowania na Moście Przyjaźni. A jeżeli ze świątecznym jarmarkiem, to bez plastiku. Bez plastiku nawet na targach staroci. I przede wszystkim bez zabójczych czarnych dymów z kominów. Ale za to z bujną zielenią na rynku, z drzewami szumiącymi wokół fontanny św. Floriana. I z dumną chorągiewką europejskiego Księstwa Cieszyńskiego na wieży Ratusza.

- reklama -