Zadzwonił Gustaw Morcinek

0
280
Obecna ul. Gleboka pod numerem 25, tutaj miescil sie kiedys Hotel Austia, niezwykle istotny dla tej opowiesci. fot. fotopolska.eu
- reklama -

Pokonując nasze codzienne trasy, zazwyczaj nie zastanawiamy się nad tym, czy najbliższa okolica była świadkiem jakichś ważnych wydarzeń. Taka świadomość budzi się w nas nieśmiało, gdy jesteśmy w miejscach, o których uczyliśmy się na lekcjach historii, na przykład na Wawelu lub Trakcie Królewskim w Warszawie, gdzie nie mamy wątpliwości, że działa się „wielka” historia. Jednak i w Cieszynie miały miejsce wydarzenia, bez których nasza codzienność wyglądałaby zupełnie inaczej. Jesienna pora skłania nas do przypomnienia historii, która zdarzyła się w 1918 roku.

Był to czas, gdy świat doszedł już do granic wytrzymałości, tocząc krwawą Wielką Wojnę. Mimo, że linie frontowe leżały setki kilometrów od Cieszyna, działania wojenne odbijały się znacząco na życiu mieszkańców Śląska Cieszyńskiego. Jesienią 1918 roku wszyscy zdawali sobie sprawę, że Austro-Węgry już niedługo przejdą do historii, a to co po nich zostanie trzeba będzie poukładać na nowo. Taką świadomość mieli oczywiście także mieszkańcy Cieszyna. Miasto, jak i cały region znajdowały się od wieków na pograniczu, co sprzyjało pojawianiu się różnych scenariuszy na przyszłość. Dominowały trzy pomysły, zakładające włączenie całości Księstwa Cieszyńskiego do odradzającego się państwa polskiego lub tworzącej się Czechosłowacji albo podporządkowanie się przegranym, lecz wciąż silnym Niemcom. Pamiętać należy, że o ile biorąc pod uwagę całość ziem Śląska Cieszyńskiego to mieszkańcami byli w znaczącej przewadze Polacy, jednak samo miasto zamieszkane było w większości przez Niemców. Nikt nie chciał stawiać przyszłości na szali losu. W październiku 1918 roku powstała Rada Narodowa Księstwa Cieszyńskiego, optująca za opcją polską, a tuż po niej – jej czeski odpowiednik, czyli Zemský národní výbor pro Slezsko. Jesień w regionie cieszyńskim upłynęła na wiecach poparcia dla danej opcji, wydawaniu gazet i ulotek, a także gonitwach bojówek powstałych przy obu organach. I o ile frekwencja na zgromadzeniach może robić wrażenie, bo każde z nich gromadziło kilkadziesiąt tysięcy osób z transparentami, jak np. „Nie ma Polski bez Puńcowa”, to siła stronnictw niestety nie była zbyt wielka w mieście i regionie, gdzie stacjonowało kilka tysięcy żołnierzy umierającej monarchii. A cóż byłyby warte wszelkie rezolucje i uchwały w momencie, gdyby dowódca garnizonu zdecydował się wyprowadzić oddziały z koszar i zarządzić stan wojenny. Jasnym stało się, że konieczne jest przejęcie władzy militarnej. Było to oczywiste także dla Polaków, którzy przywdziewali mundury austriackie. Od dłuższego czasu oficerowie spotykali się i rozważali kolejne scenariusze przejęcia władzy. Przewodniczył im porucznik Klemens Matusiak. Mnożyły się pytania, typu: kto da sygnał do akcji, kto weźmie odpowiedzialność za działania? Ostatecznie, wieczorem 31 października 1918 roku doszło w Cieszynie do zamachu. Podczas naszej kolejnej mikro wyprawy odwiedziliśmy miejsca związane z tym wydarzeniem.
Oczywiście rozpocząć należało od lokalizacji o znaczeniu symbolicznym – cieszyńskiego zamku, w którym ustanowiła swoją siedzibę Rada Narodowa Księstwa Cieszyńskiego. Dalej ruszyliśmy ulicą Głęboką, by zatrzymać się przy budynku po prawej stronie, mieszczącym dziś drogerię znanej sieci, w którym nieco ponad sto lat temu mieścił się Hotel Austria. To w nim przebywał 31 października por. Matusiak, gdy nagle został poproszony do telefonu. Dzwoniący wprost z centrali telefonicznej żołnierz przekazał rozkaz, by najstarszy stopniem polski oficer przejął dowództwo w koszarach. Był to znak, na który czekali Klemens Matusiak i jego koledzy. Jako ciekawostkę warto wspomnieć, że dzwoniącym żołnierzem był oczywiście Polak, który nie przez przypadek miał dyżur w centrali telefonicznej, a osobą tą był Gustaw Morcinek – ten Gustaw Morcinek (sic!). Porucznik Matusiak niemal natychmiast wyruszył do Domu Narodowego przy cieszyńskim Rynku, gdzie spotkał pozostałych oficerów wtajemniczonych w szczegóły planu, m.in. poruczników Franciszka Barteczkę i Ludwika Skrzypka. Jednym z najważniejszych zadań było zabezpieczenie arsenałów. Nie można było dopuścić do uzbrojenia, pozostających w garnizonie żołnierzy. Wyjście wojska wiernego cesarzowi na ulice miasta mogło doprowadzić, w sytuacji wrzenia, do strzelaniny i rozlewu krwi.

Porucznik Franciszek Barteczek
Porucznik Ludwik Skrzypek
Porucznik Klemens Matusiak

Zadanie powierzono porucznikowi Barteczkowi, który w pośpiechu wizytował kolejne magazyny amunicyjne, rozmieszczone w cieszyńskich koszarach na Małej Łące i w Boguszowicach. We wspomnieniach opisuje, że sam nie wiedział, czy jego płaszcz był ciężki z powodu deszczu, który całkowicie go przemoczył, czy też ilości kluczy do kolejnych drzwi, które zamykał, by broń nie dostała się w niepowołane ręce. Pozostali oficerowie rozpierzchli się po całym mieście, likwidując choćby zalążki oporu. Ważne było także odpowiednie zabezpieczenie budynku przy dzisiejszej ul. Michejdy, gdzie mieści się Szkoła Podstawowa nr 1. Pod koniec wojny zorganizowano w nim szpital, a przebywających w nim kilkuset żołnierzy, choć chorych i rannych, także mogło stanowić zagrożenie dla powodzenia akcji.
Tymczasem przemieściliśmy się w trakcie naszej wyprawy sprzed Domu Narodowego w okolice dzisiejszego Liceum im. Antoniego Osuchowskiego, w którym do 1916 roku działał sztab CK Armii, i dotarliśmy do Placu Wolności. Możliwe, że zastanawialiście się kiedyś nad genezą jego nazwy. Otóż właśnie w tym miejscu rozegrał się jeden z ostatnich akordów cieszyńskiego przewrotu. Tędy prowadziła droga powrotna dowódcy cieszyńskiego garnizonu płk. Johanna Gerndta do koszar. Na oficera maszerującego nocną porą do swojego mieszkania czekali już polscy żołnierze. W budynku, gdzie mieści się dzisiejsze liceum im. Mikołaja Kopernika rozpoczęły się negocjacje. Po kilkugodzinnych rozmowach płk. Gerndt złożył dowództwo na ręce polskich oficerów. Uzyskał zapewnienie, że będzie mógł w spokoju opuścić miasto wraz z żołnierzami, którzy nie chcieli złożyć przysięgi odradzającej się Polsce. Akcja przejmowania władzy wojskowej w Cieszynie zakończyła się nad ranem. Na myśl przychodzi scena z kultowej komedii „CK Dezerterzy”, która wieńczy ten film – tłum biegnących żołnierzy z flagami swoich odrodzonych ojczyzn zmierza do domu. W Cieszynie nie było tak kolorowo. Rankiem faktycznie około 800 żołnierzy udało się na dworzec kolejowy, opuszczając garnizon, a na ulicach miasta pojawili się ludzie ubrani w mundury monarchii austro-węgierskiej, lecz z polskimi kotylionami na czapkach. A my wyruszyliśmy jeszcze do centrali telefonicznej, z której wyszedł sygnał do rozpoczęcia akcji. Dziś mieści się tutaj komenda powiatowa policji,
a 105 lat temu to Gustaw Morcinek odebrał w tym miejscu połączenie z Krakowa z rozkazem przejęcia dowództwa przez polskich oficerów. Co ciekawe, sam fakt, że przy telefonie siedział Polak, nie był kwestią przypadku, lecz przekazana wiadomość już tak. Dzwoniący z Krakowa mylnie wykonał rozkaz. Miał zadzwonić do 100 pułku piechoty i to się zgadza, bo właśnie ta jednostka stacjonowała w Cieszynie, lecz rozkaz przejęcia garnizonu miał być przekazany do jednego z batalionów, stacjonujących w Krakowie, nie zaś w stolicy naszego Księstwa.
Cieszyński zamach udał się całkowicie. Władza militarna leżała w rękach Polaków. Jednak najważniejsze było to, że polscy oficerowie nie dopuścili do ulicznych walk, nikt nie zginął, a nawet nie został ranny. Od tego momentu wydawało się, że Cieszyn i całe Księstwo jest już na autostradzie prowadzącej do odradzającej się Rzeczypospolitej. Jak zakończył się ten burzliwy czas, to już zupełnie inna historia i okazja do kolejnego tripu.

Kilka słów o russkietripy.pl

- reklama -

Jesteśmy rodziną, która wyznaje zasadę, że każde wyjście z domu to już trip (czytaj: wyprawa). Wystarczy tylko dobrze się rozejrzeć, by odnaleźć niesamowite miejsca wokół siebie. Relacje z takich wypraw przedstawiamy na naszej stronie, gdzie trafiają się też opowieści o naszych wyprawach w bardziej odległe miejsca. Ale to już zupełnie inna historia.